Mniejszy partner w koalicyjnym rządzie Wielkiej Brytanii dał w weekend jasno do zrozumienia, co sądzi o postawie Davida Camerona w Brukseli. Wicepremier Nick Clegg, który w jego gabinecie jest najwyższym rangą członkiem Liberalnych Demokratów, oskarżył premiera o to, że uległ presji grupie eurosceptyków we własnym ugrupowaniu. – Gdybyśmy to my rządzili Wielką Brytanią, wynik negocjacji byłby inny, bo nie mamy takich wewnątrzpartyjnych zobowiązań – przekonywał Clegg.
Jeszcze ostrzej krytykował Camerona lider Liberalnych Demokratów Lord Ashdown, który postawę premiera nazwał katastrofalnym błędem.
Na unijnym szczycie „ostatniej szansy" Wielka Brytania nie dała się przekonać do żadnych rozwiązań proponowanych przez Francję i Niemcy. Nie zgodziła się przede wszystkim na to, by reformy finansowe, których celem miało być ratowanie wspólnej europejskiej waluty, zostały przyjęte w formie zmian traktatowych obejmujących wszystkie państwa UE.
– Cameron przelicytował – mówi „Rz" Robin Pettit, politolog z londyńskiego Kingston University. – Liczył na to, że pójdą za nim inne kraje spoza strefy euro, może nawet Polska. Został sam jak palec i Liberalni Demokraci, którzy jeszcze w piątek popierali stanowisko rządu, zdali sobie sprawę, że Wielkiej Brytanii grozi izolacja.
– Oburzenie koalicjanta jest zrozumiałe – wyjaśnia w rozmowie z „Rz" Scarlett MccGuire. – Cameron niczego nie osiągnął swoim wetem, spowodował tylko, że decyzje w sprawie euro będą zapadać bez udziału Londynu.