Los amerykańskiego żołnierza oskarżonego o zamordowanie 16 Afgańczyków tydzień temu wydawał się przesądzony. Wojskowy chodził nocą od domu do domu i strzelał do nieuzbrojonych mieszkańców wsi, którzy nie mieli żadnych związków z talibami. Jedna z ofiar miała zaledwie rok, a kilka innych mniej niż sześć lat. Nawet sekretarz obrony USA Leon Panetta przyznał, że może grozić mu kara śmierci. Taki wyrok wydałby zapewne afgański sąd, przed którym żołnierza chcieli postawić parlamentarzyści z Afganistanu. Amerykanie wywieźli go jednak do bazy w Kuwejcie, a w przyszłym tygodniu w więzieniu na terenie Fort Leavenworth w amerykańskim stanie Kansas z 38-latkiem ma się spotkać jeden z najsłynniejszych specjalistów od prawa karnego w całych Stanach Zjednoczonych.

Pochodzący z Seattle John adwokat Henry Browne nie tracąc czasu już opowiedział dziennikarzom, jakie mogły być motywy działania jego klienta.

– Jemu i jego rodzinie powiedziano, że nie będzie już musiał służyć na Bliskim Wschodzie. Jego bliscy liczyli, że nie będzie już więcej wysyłany na misje. Dosłownie w jedną noc wszystko się jednak zmieniło – tłumaczył prawnik niezadowolenie amerykańskiego żołnierza i jego bliskich, gdy po trzech misjach w Iraku – podczas których sierżant sztabowy został dwukrotnie ranny – dostał jednak rozkaz wyjazdu do Afganistanu.

Browne opowiadał też, że zaledwie dzień przed zbrodnią przyjaciel oskarżonego żołnierza został ciężko ranny. – Urwało mu nogę, a mój klient stał tuż obok niego – relacjonował prawnik, który bronił już wielu zbrodniarzy oraz przestępców z pierwszych stron gazet.

Jednym z nich był Colton Harris-Moore, znany milionom Amerykanów jako Bosonogi Bandyta. 19-letni złodziej zdobył hollywoodzką sławę, kradnąc na bosaka luksusowe samochody, jachty, a nawet samoloty – którymi potrafił odlecieć i wylądować, choć nigdy nie uczył się pilotażu. Nastolatek, który część skradzionych pieniędzy przeznaczał na cele charytatywne, przez dwa lata wodził za nos agentów FBI i szeryfów w pięciu stanach. Dorobił się nawet strony pełnej fanów na Facebooku i ballad sławiących jego czyny na YouTube.

Czasem adwokaci są uosobieniem cech, których ich klienci nienawidzą. Tak jest w przypadku Norwega Geira Lippestada, adwokata Andersa Behringa Breivika. Lippestad, prozachodni liberał, długo zastanawiał się, czy bronić człowieka, który zabił niemal 80 osób na obozie młodzieżówki Partii Pracy. Według „Daily Telegraph" niewykluczone, że morderca wybrał go, zanim dokonał zbrodni. Przez jakiś czas wynajmował bowiem biuro niedaleko jego siedziby. Lippestad to ponadto ważny członek rządzącej Partii Pracy i adwokat, który zasłynął m.in. jako obrońca neonazisty, zabójcy 15-letniego Benjamina Hermansena, którego matka była Norweżką, a ojciec pochodził z Ghany. Sprawa była tak głośna, że pamięci Hermansena płytę zadedykował Michael Jackson. Lippestad przekonywał, że jego klient – który uważa się za bohatera – jest niepoczytalny.