Oligarchowie, a więc ludzie bardzo bogaci i mający przy tym duży wpływ na politykę, są w państwach powstałych po rozpadzie ZSRR kimś w rodzaju magnatów w dawnych cesarstwach czy królestwach. Zamiast tytułów arystokratycznych legitymują się liczbą akcji posiadanych przez siebie przedsiębiorstw i zasobami kont bankowych.
Tak jak dawni arystokraci oligarchowie chcą, by ich dzieci były równie utytułowane jak oni. Czyli – tak samo bogate i tak samo wpływowe. Ale nie jest to takie łatwe.
Postsowiecka arystokracja
Oligarchowie są przede wszystkim w Rosji i na Ukrainie. W przypadku pierwszego kraju liczba osób określanych mianem oligarchowie, oscyluje około setki. Choć z pewnością do nazwy tej pretenduje o wiele więcej osób, to jednak ci „prawdziwi" to miliarderzy lub przynajmniej multimilionerzy. I oczywiście nie chodzi o miliardy czy miliony rubli, ale euro czy dolarów. Na Ukrainie oczywiście oligarchów jest mniej i nie są aż tak bogaci jak ich rosyjscy koledzy. Ale są potężni, nawet bardzo – i na pewno mają większy wpływ na władze niż Rosjanie, którzy zawsze muszą się liczyć z wolą Kremla.
Są też oligarchowie na Białorusi, choć tam sytuacja jest inna niż w Rosji czy na Ukrainie. Wszyscy oni są „ludźmi Łukaszenki", bo w tym kraju inaczej być nie może, a niektórzy eksperci i komentatorzy dowodzą, że głównym białoruskim oligarchą jest sam Aleksander Łukaszenko. Natomiast w mniejszych, środkowoazjatyckich republikach byłego ZSRR nie było szans na wykształcenie się oligarchów z prawdziwego zdarzenia.
W rosyjskich, ukraińskich, a nawet niezależnych białoruskich mediach, wydarzenia z udziałem oligarchów i ich dzieci traktowane są podobnie jak na Zachodzie afery i skandale z udziałem członków rodzin królewskich czy arystokratycznych. Przeciętnych ludzi szokują miliony, jakie posiadają i jakimi obracają. Ale też chętnie zaglądają za przyciemnione szyby luksusowych limuzyn oligarchów, by zobaczyć, kto w nich siedzi i co tam robi – nawet, jeśli odstrasza ich ochrona jadąca z tyłu w potężnym samochodzie terenowym. Przeciętny Rosjanin czy Ukrainiec chętnie zajrzałby za wysokie mury wspaniałych rezydencji miliarderów i multimilionerów, też starannie strzeżonych. Bo wie doskonale, że ci, co się za tymi szybami i murami znajdują, mają czasem większy wpływ na rzeczywistość niż ministrowie czy gubernatorzy obwodów.