W parlamencie francuskim nastąpiła przedziwna zmiana miejsc: lewica głosowała za zniesieniem przywilejów ludzi pracy, podczas gdy broniły ich partie prawicowe. Tak wyglądało głosowanie nad likwidacją ulg podatkowych za godziny nadliczbowe. Kosztować to będzie prawie dziesięć milionów Francuzów co najmniej 450 euro rocznie w postaci dodatkowych podatków.
Projekt zniesienia podatków oraz odpisów socjalnych od godzin nadliczbowych był sztandarowym pomysłem Nicolasa Sarkozy'ego, który przyczynił się walnie do jego zwycięstwa wyborczego w 2007 roku. Hasło „travailler plus pour gagner plus" (więcej pracy za większą płacę) bardzo się wtedy Francuzom spodobało. Tak jak znacznie wcześniej, za czasów poprzedniego rządu socjalistów, wprowadzenie 35-godzinnego tygodnia pracy, obowiązującego formalnie do dzisiaj. Pomysł Sarkozy'ego stanowił swego rodzaju uzupełnienie socjalistycznej idei zmniejszenia czasu pracy. Funkcjonował znakomicie do teraz. Dziura we francuskim budżecie skłania jednak rząd do szukania dodatkowych źródeł dochodów. Wygląda na to, że kryzys zmusza rząd socjalistyczny do podejmowania kroków niepasujących zbytnio do profilu ideologicznego partii lewicowych.
– Obecnie liczy się pragmatyzm. Dobre jest to, co pomoże przezwyciężyć skutki kryzysu, a nie ideologia – tłumaczy „Rz" Michel Wieviorka, socjolog. Jego zdaniem jest jednak pewna granica tolerancji reform przez francuskie społeczeństwo, które nie zaakceptuje żadnych rozwiązań neoliberalnych w gospodarce. Ten kierunek ekonomii skompromitował się ostatecznie wraz z nadejściem światowego kryzysu finansowego, którego symbolem jest upadek banku Lehman Brothers.
Nikt we Francji nie zaakceptuje więc liberalizacji rynku pracy na wzór refom kanclerza Gercharda Schrödera, socjaldemokraty, który sięgnął po drastyczne środki, ratując niemiecką gospodarkę. Zapłacił za to utratą władzy, bo wyborcy nie byli w stanie zrozumieć, że to lewicowy rząd wprowadził cięcia, których można się było spodziewać po jego przeciwnikach politycznych.
– Prezydent Francois Hollande działa w innych warunkach i w jego posunięciach łatwo dopatrzeć się elementów tak bliskiego francuskim sercom pojęcia solidarności społecznej – przekonuje „Rz" Guy Birenbaum, politolog. W jego ocenie zniesienie przywilejów podatkowych związanych z nadgodzinami jest podyktowane nie tylko względami fiskalnymi, ale ma się przyczynić do zwiększenia zatrudnienia. Co dziesiąty Francuz jest bez pracy, przy czym wśród młodzieży stopa bezrobocia jest ponad dwa razy wyższa. Odzwierciedla to doskonale stan francuskiej gospodarki oraz kondycję budżetu. Dług publiczny wynosi już 89 proc. PKB, a deficyt budżetowy w tym roku wyniesie 4,5 proc. W zagranicznych mediach nie brak porównań Francji do Włoch czy Hiszpanii. W takich warunkach nie może być mowy o stosowaniu recept ideologicznych w dziele uzdrawiania gospodarki.