Dantejskie sceny rozgrywają się od kilku dni na dworcach w Bombaju, Bangalore i innych miastach południowych i wschodnich Indii. Tysiące Hindusów pochodzących z położonego na północnym wschodzie kraju stanu Asam próbuje dostać się do przepełnionych pociągów i wrócić w rodzinne strony.
Sytuacji nie poprawiło podstawienie dodatkowych składów pociągów. Panika jest spowodowana groźbami pod adresem Asamczyków, które od tygodnia rozpowszechniane są przez esemesy i masowo pojawiają się na internetowych portalach społecznościowych.
Wszystko zaczęło się w połowie lipca, gdy w Asamie doszło do wybuchu walk między rdzennymi mieszkańcami regionu z ludu Bodo a mniejszością muzułmańską. Muzułmanie zaczęli emigrować do Asamu 30 lat temu z ogarniętego chaosem i wojną domową Pakistanu Wschodniego (obecnie Bangladesz), w którym pakistańska armia dopuszczała się masowych mordów na cywilach.
Między rdzennymi mieszkańcami indyjskiego stanu a muzułmanami szybko wybuchł spór o ziemię orną, pastwiska i miejsca pracy. Konflikt od czasu do czasu przeradzał się w regularne starcia. W 1983 r. doszło do krwawych zamieszek i pogromów muzułmanów, w których zginęło kilka tysięcy osób.
Najnowsza odsłona waśni etnicznych w Asamie rozpoczęła się w drugiej połowie lipca. Zamordowano wówczas czterech członków ludu Bodo. Sprawców nie wykryto, ale podejrzenia lokalnej ludności padły na muzułmanów.