Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"
Helena Morrissey jest supermenką. Nie, nie tą z piosenki Kayah. Ona jest supermenką z realu. 46-letnia, szczupła i wiecznie uśmiechnięta Brytyjka to wzorzec bizneswoman, radzącej sobie znakomicie zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym. Kieruje potężnym funduszem inwestycyjnym Newton Investment Management, zarządza blisko 50 mld funtów i ma pod sobą 400 pracowników. Jest jedną z niewielu kobiet, które stoją na czele spółek notowanych na londyńskiej giełdzie. Spędza masę czasu w samolotach, podróżując między City a Nowym Jorkiem, stukając w klawiaturkę swojego nieodłącznego Blackberry.
Ach, zapomniałbym: jest także matką dziewięciorga dzieci. Zajmuje się nimi mąż Heleny, były dziennikarz, który dla żony i potomstwa poświęcił karierę zawodową i postanowił zostać kurą domową, czy raczej domowym kogutem. Sama pani Morrissey zaś realizuje się w profesji menedżera, namawia do tego inne kobiety i chciałaby, aby było ich więcej na kierowniczych stanowiskach w dużych i mniejszych firmach.
Czyż to nie wspaniała, umoralniająca historia? Czyż to nie miód na serce europejskich feministek, z uporem walczących o równość płci w biznesie? Niestety, w tej beczce miodu znalazła się cała chochla dziegciu, gdyż – co za pech – Helena Morrissey głośno i otwarcie sprzeciwia się odgórnie narzucanym parytetom. Nie trafi więc na sztandary genderowej rewolucji, albowiem jako element podejrzany nie może być traktowana jako siostra w wierze...
Modelowy sukces Norwegii
„Osobiście nie przepadam za parytetami, ale widzę, jakie przynoszą efekty. I te efekty mi się bardzo podobają".