Anna Słojewska z Brukseli
Trudniej chyba będzie przekonać [przywódców krajów UE] do kompromisu jako całości niż do polskich postulatów – mówił rano Donald Tusk. On i jego ekipa większość pracy wykonali wcześniej, przed poprzednim szczytem budżetowym w listopadzie.
Potem tylko euro
Wtedy to Polsce zaproponowano 72,4 mld euro na politykę spójności, czyli kwotę zbliżoną do 300 mld zł z wyborczych obietnic PO w kampanii 2011 r. Ta kwota, o 4 mld euro większa niż przyznana nam na lata 2007–2013, wydawała się wczoraj po południu, w momencie rozpoczęcia szczytu, w miarę bezpieczna. Na rolnictwo możemy dostać kolejne około 30 mld euro.
Polska pozostanie największym beneficjentem unijnych funduszy, pod warunkiem jednak, że szczyt zakończy się porozumieniem. Tusk przybył do Brukseli, aby bronić kwot z listopada.
Wielkie transfery pieniędzy z Brukseli do Warszawy służą zasypaniu przepaści cywilizacyjnej dzielącej Polskę od Europy Zachodniej: drogi, koleje, lotniska, oczyszczalnie ścieków, szkolenia czy rozwój przedsiębiorczości. – Gdy w 2005 r. rozmawiałam z doradcą premiera Blaira, dziwił się, po co walczymy o wielkie pieniądze na okres 2007–2013. Mówił, że nie wykorzystamy nawet 30 proc. A jednak wydamy prawie 100 proc. – wspomina Danuta Huebner, dziś eurodeputowana PO, wtedy unijna komisarz ds. polityki regionalnej.