Pogłębia się polityczny chaos we Włoszech

Mimo sojuszu dwóch największych ugrupowań politycznych parlament nie zdołał wybrać prezydenta.

Publikacja: 19.04.2013 01:01

Franco Marini – jego kandydatura na prezydenta pogodziła na chwilę Berlusconiego i lidera lewicy Ber

Franco Marini – jego kandydatura na prezydenta pogodziła na chwilę Berlusconiego i lidera lewicy Bersaniego. Ale okazało się, że to za mało

Foto: AFP, Andreas Solaro Andreas Solaro

Korespondencja z Rzymu

Mimo że od wyborów parlamentarnych minęło 51 dni, nie udało się powołać rządu. W związku z tym parlament nie może procedować, bo wobec braku większości rządzącej i opozycji nie można wyłonić komisji. Na dodatek wczoraj okazało się, że parlament z powodu podziałów na lewicy nie jest na razie w stanie wybrać prezydenta.

Pierwsze reakcje komentatorów po nieudanym głosowaniu są jednoznaczne: nie mamy ani rządu, ani prezydenta, ani funkcjonującego parlamentu. Mamy za to potworny chaos.

We Włoszech prezydenta co siedem lat wybierają obie izby parlamentu i 58 elektorów z regionów (w sumie 1007 osób). Pełniący funkcję bezstronnego arbitra prezydent nie posiada realnej władzy, ale w czasach politycznego kryzysu wszystko zależy właśnie od niego. Odchodzący 15 maja prezydent Giorgio Napolitano, w listopadzie 2011 r., gdy wydawało się, że nic nie uchroni Włoch przed chaosem przyśpieszonych wyborów, wyciągnął z kapelusza Maria Montiego i niejako zmusił odwiecznych wrogów – lewicową Partię Demokratyczną Pier Luigiego Bersaniego i Lud Wolności Silvia Berlusconiego – do wspierania przez rok gabinetu ekspertów.

Jednak lutowe wybory zakończyły się patem. Do parlamentu weszły trzy potężne ugrupowania niezdolne samodzielnie sprawować władzy, ale też niezdolne do współpracy. Problem, jak wyjść z tego impasu, Napolitano pozostawił swemu następcy. Praktycznie od przyszłego prezydenta będzie zależało, kto będzie rządził i jak długo, bo nikt nie ma wątpliwości, że Italię czekają przyśpieszone wybory. Dlatego te wybory prezydenta wywołują o wiele więcej emocji i politycznych kłótni niż jakiekolwiek przedtem.

We środę wieczorem wydawało się, że stał się cud, bo Bersani i Berlusconi uzgodnili wspólnego kandydata: 80-letniego Franca Mariniego. Był politykiem lewego skrzydła chadecji wywodzącym się z Akcji Katolickiej, bardzo aktywnym w związkach zawodowych. Po rozpadzie chadecji związał się z lewicą. Był ministrem pracy w rządzie Romano Prodiego, a też przewodniczącym Senatu (2006–2008), cieszącym się opinią polityka umiarkowanego i rozsądnego.

Optymiści sądzili nawet, że porozumienie Bersaniego i Berlusconiego co do osoby prezydenta to zapowiedź rychłego powstania wielkiej koalicji. Okazało się jednak, że wielu ważnym politykom lewicy kandydatura Mariniego nie odpowiada. Dla jednych był nie do przyjęcia jako leciwy weteran sceny politycznej, a więc człowiek po części odpowiedzialny za kryzys i niezdolny do patronowania radykalnym reformom. Inni odrzucili kandydaturę, bo jest owocem paktu z diabłem, czyli Berlusconim.

Komik Beppe Grillo, szef kontestacyjnego ugrupowania Ruch Pięciu Gwiazdek (25 proc. głosów w lutowych wyborach), sugerował, że Marini zgodnie z tajną umową, gdy zostanie prezydentem, doprowadzi do umorzenia wszystkich procesów Berlusconiego (toczą się cztery). W efekcie Marini otrzymał co prawda większość głosów (521 głosów), ale nie potrzebne 2/3, a przy okazji kandydatura doprowadziła do podziałów w Partii Demokratycznej i centrolewicowej koalicji wyborczej.

Od czwartego głosowania (odbędzie się w piątek wieczorem) kandydatowi wystarczy połowa głosów plus 1, ale większość komentatorów uważa, że Marini jako człowiek, który podzielił lewicę, jest teraz spalony. Pojawiły się obawy, że w tej sytuacji lewica, wspierana przez Ruch Pięciu Gwiazdek, przeforsuje kandydaturę Prodiego, co byłoby praktycznie wypowiedzeniem wojny centroprawicy.

Wielu publicystów podnosi, że wybory prezydenta to kwestia zbyt poważna, by powierzać ją nieudolnej i nieodpowiedzialnej klasie politycznej pozbawionej jakiegokolwiek instynktu państwowego.

Korespondencja z Rzymu

Mimo że od wyborów parlamentarnych minęło 51 dni, nie udało się powołać rządu. W związku z tym parlament nie może procedować, bo wobec braku większości rządzącej i opozycji nie można wyłonić komisji. Na dodatek wczoraj okazało się, że parlament z powodu podziałów na lewicy nie jest na razie w stanie wybrać prezydenta.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1183
Świat
Trump podarował Putinowi czas potrzebny na froncie
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1182
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1181
Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński