Pacyfiści z własną armią

Japonia chce tak zmienić konstytucję, by w założeniu pacyfistyczne siły samoobrony stały się regularną armią

Publikacja: 12.06.2013 01:44

Japonia

Japonia

Foto: AFP

Korespondencja z Tokio

Do zmiany konstytucji, która umożliwi Japonii utworzenie armii, jest bliżej niż kiedykolwiek od zakończenia wojny. Partia Liberalno-Demokratyczna, na czele której stoi premier Shinzo Abe, najpewniej wygra lipcowe wybory do Izby Radców, czyli wyższej izby parlamentu. Wówczas rozpisane ma zostać referendum konstytucyjne. Z sondaży wynika, że większość Japończyków poprze zmiany.

Sąsiedzi Japonii już zgodnie protestują, obawiając się, że Abe niebezpiecznie gra na nacjonalistycznej nucie i rozkręci wyścig zbrojeń w regionie. – Z pacyfizmu nie mamy zamiaru rezygnować – deklaruje w rozmowie z „Rz" rzecznik MSZ w Tokio Masaru Sato.

Prawie armia

– Inne kraje zmieniają swoje konstytucje, dostosowując do zmieniających się czasów, i jest to powód do dumy narodowej. My dotąd tylko debatowaliśmy o tym – mówi były minister obrony Japonii prof. Satoshi Morimoto.

Pisana w jednej z sal balowych w Tokio w 1946 r. japońska ustawa zasadnicza powstała w zaledwie tydzień. Tworząc ją, amerykańscy urzędnicy na polecenie gen. Douglasa MacArthura, głównodowodzącego sojuszniczych wojsk okupacyjnych w Japonii, stworzyli art. 9, który mówi, że kraj „na zawsze wyrzeka się wojny jako suwerennego prawa narodu, a także użycia siły w rozwiązywaniu sporów międzynarodowych" oraz nie będzie utrzymywał „zbrojnego potencjału wojennego".

Wbrew obiegowym opiniom sprawa zmiany tych zapisów nie była tematem tabu, bo Partia Liberalno-Demokratyczna, która od 58 lat z niespełna czteroletnią przerwą rządzi krajem, rewizję konstytucji postulowała od początku swego istnienia. Debaty i reinterpretacja dały jednak tylko tyle, że powstały siły samoobrony. Choć starannie unika się w nich nomenklatury wojskowej i nie posiadają broni dalekiego zasięgu, wyszkoleniem i wyposażeniem w niczym nie ustępują najlepszym armiom świata.

Już w maju rząd w Tokio rozpoczął reformy, które mają umożliwić – po zmianie konstytucji – transformację sił samoobrony w armię. Na początek miałby powstać korpus piechoty morskiej, planowane jest też „zwiększenie zdolności sił powietrznych oraz obrony przeciwrakietowej".

Kierujący reformą dwaj byli ministrowie obrony Gen Nakatani oraz Shigeru Ishiba zapowiedzieli wyposażenie sił w taki sposób, by zdolne były do zaatakowania wrogich baz morskich. W związku z zapisami konstytucji na razie Japonia nie ma wyposażenia stricte ofensywnego i dalekiego zasięgu, choć są od tego wyjątki, m.in. od 14 lat posiada okręty desantowe zdolne do przerzutu wojska i broni pancernej. – Kiedy powstawały siły samoobrony, za największe zagrożenie uważano atak ze strony ZSRR. Teraz musimy zmienić naszą strategię w taki sposób, by odpowiadała na zagrożenia z zupełnie innych regionów – mówi „Rz" prof. Morimoto.

Jeszcze dalej idzie Shigeru Ishiba, który podkreśla, że nadszedł czas, by Japonia – po zmianie konstytucji – stworzyła armię, tak by „Japończycy w rozwiązywaniu konfliktów międzynarodowych nie byli zdani wyłącznie na pomoc innych krajów". Chodzi przede wszystkim o Stany Zjednoczone, które od końca drugiej wojny światowej na Okinawie mają największą bazę sił powietrznych na Dalekim Wschodzie i utrzymują tam 48 tys. żołnierzy.

Z jednego z cytowanych ostatnio w prasie dokumentów rządowych wynika, iż po raz pierwszy rząd w Tokio chce zastrzec sobie prawo do zbombardowania ośrodków nuklearnych i rakietowych w Korei Północnej. Pjongjang regularnie grozi Japonii atakiem, choć zwykle ma to związek ze stacjonowaniem na jej terytorium wojsk USA.

Eskalacja żądań

Konflikt z Koreą Północną to nie jedyny problem Japonii. Wciąż formalnie pozostaje ona w stanie wojny z Rosją, z którą prowadzi spór o trzy wyspy i mały archipelag, stanowiące południową część Kuryli (ostatnio zapowiedziano normalizację stosunków). Z Koreą Południową Tokio nie jest w stanie dogadać się w sprawie Wysp Bambusowych, maleńkiego archipelagu, który na stałe zamieszkują wprawdzie tylko dwie osoby, ale odwiedzają go co roku tysiące turystów. Najgłośniejszy spór dotyczy jednak wysp Senkaku (dla chińczyków Diaoyu) na Morzu Wschodniochińskim. Pekin domaga się ich zwrotu regularnie wysyłając okręty na sporne wody. W maju Chińczycy podważyli też prawo Japonii do Wysp Nansei, długiego na 1,2 tys. km archipelagu 60 wysp i raf koralowych oddzielających Morze Wschodniochińskie od Oceanu Spokojnego (znajduje się tam m.in. Okinawa).

– Żądania Chin mają na celu eskalowanie konfliktu tak, by Pekin miał jak najlepszą pozycję w sporze o Senkaku – mówi „Rz" prof. Seiichiro Takagi z Japońskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Jego zdaniem realne zagrożenie wojną nie istnieje: – Chińczycy nie zrobią nic, co zaszkodziłoby im na arenie międzynarodowej, a próba zajęcia Senkaku i otwarta konfrontacja tak właśnie by się skończyła. Co innego, próby ograniczenia swobody nawigacji, czyli uderzenie w japońskie interesy handlowe. Istnieje realne zagrożenie takimi działaniami.

Prof. Takagi zwraca uwagę, że od 23 lat wydatki ChRL na armię systematycznie rosną i w ubiegłym roku osiągnęły wysokość 106,4 mld dol. Chiny rozbudowują też flotę i broń rakietową. Zdaniem analityków może to służyć zapewnieniu kontroli nad podmorskimi złożami surowców. – To nie przypadek, że Pekin przypomniał sobie o prawie do Senkaku dopiero po publikacji raportu komisji ONZ w 1968 r., w którym po raz pierwszy była mowa o znajdujących się w tym rejonie złożach ropy. Wcześniej, choć japońscy politycy próbowali podejmować temat podczas rozmów z Pekinem, Chińczycy odpowiadali, że nie należy się tym zajmować w imię dobrych stosunków.

Gun, czyli wojsko

„Japonia jest jedynym krajem świata, który nie nazywa swych sił armią. To kompletny absurd" – mówił w wywiadzie dla magazynu „Foreign Affairs" premier Abe i podkreślał, że ponad połowa Japończyków opowiada się za zmianami w konstytucji. Japoński premier chce, by armia nosiła nazwę „kokubo gun", czyli Siły Obronne, przy czym słowo „gun" oznacza pełnoprawne wojsko.

Alergicznie na te propozycje reagują sąsiedzi Japonii, którzy doskonale pamiętają prowadzoną przez nią przez stulecia agresywną politykę podbojów. Znany z prawicowych poglądów Abe dolał ostatnio oliwy do ognia twierdzeniem, że należy zdefiniować słowo „agresja" w kontekście japońskich poczynań wojennych i powinni się tym na nowo zająć badacze.

– Badania są oczywiście konieczne, bo sporą część faktów dotyczących naszej historii ujawniali dziennikarze amerykańscy czy japońscy, ale mieszanie historii do bieżącej sytuacji nie tylko przez sąsiadów, ale też naszych polityków jest igraniem z ogniem – uważa komentator dziennika Nikkei Katsuhiko Meshino. Jego zdaniem zmiany konstytucji są niezbędne nie tylko z powodu napiętej sytuacji w regionie, ale m.in. dlatego, że dziś nie ma jak osądzić osób, które decydowały o wysłaniu sił samoobrony na tereny skażone po katastrofie atomowej w Fukuszimie dwa lata temu. – Gdybyśmy wysłali tam żołnierzy, to dziś zapewne trybunał wojskowy decydowałby, czy podjęto słuszne decyzje – uważa Meshino. Jego zdaniem w najbliższym czasie w Azji należy się spodziewać burzliwych debat, w których pragmatyzm będzie mieszał się z emocjami, jakie wciąż wywołuje tu historia.

Korespondencja z Tokio

Do zmiany konstytucji, która umożliwi Japonii utworzenie armii, jest bliżej niż kiedykolwiek od zakończenia wojny. Partia Liberalno-Demokratyczna, na czele której stoi premier Shinzo Abe, najpewniej wygra lipcowe wybory do Izby Radców, czyli wyższej izby parlamentu. Wówczas rozpisane ma zostać referendum konstytucyjne. Z sondaży wynika, że większość Japończyków poprze zmiany.

Pozostało 95% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1026
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022