Bezpośrednim pretekstem do zmiany amerykańskiego stanowiska w sprawie Syrii było zdobycie przez wywiad ostatecznych dowodów na to, że reżim prezydenta Baszara Asada użył przeciwko siłom opozycji i ludności cywilnej broni chemicznej.
O istnieniu dowodów na temat przekroczenia przez Damaszek „czerwonej linii", za jaką uznano użycie broni masowego rażenia, poinformował także Paryż i Londyn. Dla Białego Domu ustalenia w tej sprawie stanowią punkt zwrotny.
Według Departamentu Stanu USA użycie broni chemicznej stawia więc pod znakiem zapytania możliwość znalezienia dyplomatycznego rozwiązania dla Syrii.
Przeciwko ustaleniom na temat broni chemicznej od razu zaprotestowała Rosja, twierdząc, że dowody zostały sfabrykowane. Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow oświadczył, że proces gromadzenia materiału dowodowego nie był należycie nadzorowany. Przestrzegł też USA przed eskalacją konfliktu w Syrii.
Obama zalecił, aby Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) jak najszybciej rozpoczęła operację wsparcia rebeliantów dostawami broni małokalibrowej i amunicji. CIA w ramach tajnego programu szkoliła rebeliantów w Jordanii, która ma służyć teraz jako kanał przerzutowy broni. Dodatkową formą nacisku na reżim syryjski ma być obecność w Jordanii amerykańskich samolotów F-16 oraz baterii rakiet Patriot. Pozostaną tam po zakończonych w przyszłym tygodniu manewrach wojskowych „Złakniony lew". Mają zapewnić bezpieczeństwo Jordanii, która w syryjskim konflikcie opowiedziała się po tej samej stronie co USA.