Z powodu przeciągających się procedur i burzliwej dyskusji w chwili zamknięcia tego wydania „Rz” nie był jeszcze znany wynik głosowania nad wotum zaufania dla tymczasowego rządu Czech. Z arytmetyki parlamentarnej wynikało jednak jasno, że gabinet Jiřego Rusnoka raczej nie zdobędzie wymaganych 101 głosów w 200-osobowej Izbie Poselskiej.
Popierające Rusnoka ugrupowania (socjaldemokraci, komuniści i partia Sprawy Publiczne) dysponowały 92 głosami. Niespodzianką z powodu chwiejności kilku posłów prawicy mogłaby się okazać jedynie zgoda na przedterminowe wybory.
Ile władzy prezydenta
– Walka o przetrwanie tymczasowego gabinetu była niewątpliwie elementem zmagań prezydenta Miloša Zemana o ugruntowanie własnej pozycji – powiedział w rozmowie z „Rz” Tomaš Nemeček, komentator dziennika „Lidove Noviny”. Zeman nie mówi tego otwarcie, ale jest najwyraźniej przekonany, że pół roku temu zdobył mandat mocniejszy, niż posiadali jego poprzednicy, jest bowiem pierwszym czeskim prezydentem wybranym w wyborach powszechnych, a nie przez parlament.
Oczywiście w interesie prezydenta, który już w przeszłości dał się poznać jako zręczny gracz polityczny, jest zachowanie pozorów, że nie chodzi mu o własną pozycję, a jedynie występuje jako mąż opatrznościowy ratujący kraj przed dalszym pogłębianiem się kryzysu politycznego. – Prezydentowi chodzi o to, by konflikt nie sprawiał wrażenia starcia między demokracją parlamentarną a dążeniem do rozszerzenia władzy prezydenckiej, ale by wyglądał na konflikt między skompromitowaną prawicą a nieskompromitowana lewicą – powiedział politolog Bohumil Doležal w rozmowie z agencją ČTK.
Występując przed posłami, Zeman nie krył, że zależy mu na przeforsowaniu gabinetu kierowanego przez swojego protegowanego. Zagroził, że odrzucenie tej kandydatury niczego nie zmieni, do czasu wyjaśnienia bowiem okoliczności skandalu, który doprowadził do upadku rządu Petra Nečasa, nie zamierza powierzać misji utworzenia rządu nikomu innemu (konstytucja daje mu prawo do zgłoszenia dwóch kandydatur).