O tym, jakie są perspektywy na porozumienie pokojowe, świadczą listy, jakie przywódcy Izraela i Palestyny wysyłali w ostatnich dniach do szefa amerykańskiej dyplomacji Johna Kerry’ego, oskarżając się wzajemnie o sabotowanie nierozpoczętych jeszcze rozmów.
Prezydent Barack Obama postawił przed Kerry’m ambitny cel: zakończyć trwający od ponad pół wieku konflikt w ciągu dziewięciu miesięcy. Po serii spotkań, jakie Amerykanin odbył w Izraelu i Palestynie, wreszcie pod koniec lipca ogłoszono, że mediacje zaczną się w Jerozolimie.
Problem w tym, że tuż przed rozmowami izraelski rząd ogłosił dwie decyzje, które dotykają praktycznie najbardziej drażliwych kwestii w stosunkach z Palestyńczykami. Z tego powodu spadła na gabinet Beniamina Netanjahu lawina krytyki ze strony skrajnej prawicy oraz bliskich ofiar palestyńskiego terroryzmu. Wściekli są także Palestyńczycy. I raczej nic na razie nie zapowiada uspokojenia nastrojów. Ani przełomu.
Prawie jak Salomon
„Ci, którzy stracili dzieci, będą cierpieć na wiele sposobów, ale dla pokoju gotowi jesteśmy poświęcić wszystko” – tak Robi Damelin skomentowała informacje o tym, że izraelski rząd uwolni ponad 100 Palestyńczyków, którzy odsiadywali wyroki za zamachy i działalność terrorystyczną. Syna Damelin, żołnierza izraelskiej armii, w 2002 r. zastrzelił palestyński snajper. Dziś jest ona jedną z niewielu osób po stronie izraelskiej, które publicznie bronią decyzji rządu Netanjahu.
Uwolnienie więźniów wynegocjował John Kerry, a sprawa była jednym z warunków rozpoczęcia rozmów, jaki stawiali Palestyńczycy.