Groźby przykręcenia Kijowowi kurków z gazem, blokowanie importu mołdawskich win czy sugestie, że Kreml może już przestać wspierać istnienie republiki ormiańskich separatystów na terenie Azerbejdżanu - to wszystko odczuły na sobie państwa, które - jak się zapowiadało - chcą na szczycie w Wilnie podpisać lub parafować umowy z Unią Europejską, które zwiążą je handlowo i celnie ze Wspólnotą, a także społecznie - dzięki zniesieniu wiz. Uległa temu Armenia, wybrała związanie się z tworzonym przez Kreml związkiem euroazjatyckim. Ukraina, Mołdawia i Gruzja - jak wynika z wypowiedzi dyplomatów europejskich i czego dowodzą decyzje podejmowane w tych krajach - są zdeterminowane i nie ulegają presji.
Moskiewska presja, jak mówi w wywiadzie dla „Rz" były prezydent Aleksander Kwaśniewski, zaangażowany w europejskie negocjacje z Ukrainą, ma zresztą odwrotny skutek. Powoduje, że nikną wątpliwości w sprawie porozumienia po stronie unijnej i rośnie poparcie dla niego wśród dotychczas prorosyjskiej części społeczeństwa ukraińskiego. Podobnie wypowiadają się politycy i eksperci zachodni, nawet w krajach mało dotąd krytycznych wobec Rosji.
Moskwa jakby tego nie zauważała. Akcją gróźb i blokad objęła ostatnio należące do Unii Europejskiej państwa bałtyckie.
Do akcji ruszył szef rosyjskiego sanepidu Giennadij Oniszczenko, znany z doszukiwania się bakterii w produktach spożywczych krajów, z którymi Rosja ma akurat na pieńku. Nie spodobało mu się niegdyś polskie mięso i gruzińskie wino. Teraz doszukał się wad w produktach mlecznych z Litwy, ważnego artykułu eksportowego kraju, który przewodzi w tym półroczu Unii Europejskiej i pod koniec listopada będzie gościł szczyt Partnerstwa Wschodniego.
17 września Oniszczenko stwierdził, że są dowody na to, że niektóre litewskie przedsiębiorstwa mleczarskie nie spełniają rosyjskich warunków i nie będą wpuszczane na wielki rynek Federacji.