Ukraina musi zrobić jeden zdecydowany krok, by za dwa miesiące, na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie, związać się z Unią Europejską umową stowarzyszeniową. Do zrobienia go – uwolnienia z więzienia liderki opozycji Julii Tymoszenko – namawiała prezydenta Wiktora Janukowycza na odbywającym się w piątek i sobotę spotkaniu Yalta European Strategy (YES) silna ekipa z Zachodu.
Oprócz gospodyni wileńskiego szczytu litewskiej prezydent Dalii Grybauskait? stawili się tam m.in. były prezydent Aleksander Kwaśniewski, szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski, unijny komisarz ds. rozszerzenia i europejskiego sąsiedztwa Štefan Füle, a nawet małżeństwo Clintonów były prezydent Bill i była sekretarz stanu Hillary, która stwierdziła, że USA popierają integrację Ukrainy z Unią Europejską, bo będzie to korzystne nie tylko dla dwóch stron, które mają pod koniec listopada podpisać porozumienie, ale i „całego świata".
Innego zdania jest Rosja, która robi wszystko, by zniechęcić Ukrainę do podpisania porozumienia z Unią, a inne państwa Partnerstwa Wschodniego, Gruzję i Mołdawię, do jego parafowania. Rząd ukraiński przyjął już w zeszłym tygodniu projekt umowy, która przewiduje dostosowanie ustawodawstwa do unijnego. Szerzej oznacza opowiedzenie się po stronie Zachodu, bo porozumienie dotyczące m.in. wolnego handlu uniemożliwia wstąpienie do założonej przez Kreml Unii Celnej (na razie z Białorusią i Kazachstanem, potem także z Armenią, która uległa naciskom i zrezygnowała na początku września z wiązania się z UE).
Rosja grozi odcięciem gazu, jej sanepid zakazuje wwozu a to win mołdawskich, a to cukierków ukraińskich, nawet produktów mlecznych z Litwy, gospodarza szczytu, na którym mają zapaść w listopadzie strategiczne decyzje.
– Moskwa do końca będzie wywierała presję. To jest głupie, ale głupota jest niebezpieczna. Pozytywne jest jednak to, że jej działania powodują, że Zachód trzeźwieje, delirium związane z Rosją przechodzi. Rosja pomaga Zachodowi widzieć rzeczy takimi, jakie one są, sama pomaga, by zniknęły dziecięce iluzje – mówi „Rz" Vytautas Landsbergis, były przywódca Litwy, obecnie konserwatywny eurodeputowany.