Te wszystkie konkretne decyzje finansowe są elementem większej całości: jak walczyć z kryzysem i kto powinien za to płacić. Zdanie Berlina w tej sprawie raczej się nie zmieni. – w Niemczech panuje konsensus od lewa do prawa. Ich własne doświadczenie reform w ostatnich lat wskazuje, że jedyną słuszną drogą są oszczędności – mówi „Rz" Joerg Forbrig, ekspert w berlińskim biurze German Marshall Fund. Według niego argumenty strony przeciwnej w ogóle nie przebijają się do opinii publicznej. – Niemcy myślą, że skoro zadziałało u nich, to dlaczego nie miałoby działać gdzie indziej – twierdzi Forbrig.
Zmiany raczej nie nastąpią też w polityce zagranicznej. – Ostatnie lata pokazują, że o kierunkach polityki zagranicznej decyduje się w urzędzie kanclerskim, a nie w kierowanym tradycyjnie przez partnera koalicyjnego ministerstwie spraw zagranicznych – zauważa niemiecki ekspert GMF. Według niego rola Niemiec będzie tu kluczowa, bo Unia Europejska stanie w najbliższych latach przed poważnym wyzwaniem: jak pozycjonować się wobec Rosji w przestrzeni euroazjatyckiej? UE jest wciągana przez Moskwę we współzawodnictwo w tym regionie, o czym świadczą ostatnie groźby Kremla wobec krajów pragnących zbliżenia z UE, jak Ukraina, Mołdawia, Gruzja czy Armenia.
– Musimy w UE mieć ofertę dla tych krajów, pomóc im wytrzymać presję ze strony Putina, który chce je wciągnąć w postsowiecką sferę wpływów – mówi Forbrig. Berlin powinien odgrywać w tej dyskusji i kształcie unijnej polityki wschodniej poważną rolę. Kształt tej polityki trudno na razie określić, ale kierunek niemieckiego myślenia jest znany. Wyznacza go Merkel, która przynajmniej od drugiej swojej kadencji jest tak krytyczna i chłodna wobec Rosji, jak żaden inny niemiecki kanclerz w ostatnich latach.
– W przeciwieństwie do poprzednich kanclerzy nie postrzega sąsiedztwa wschodniego przez perspektywę Rosji. Dla niej to dwa osobne tory – mówi Joerg Forbrig. Dlatego jest w stanie wytrzymać rosyjski szantaż. To nie znaczy jednak, że na szczycie Partnerstwa Wschodniego 28–29 listopada w Wilnie Berlin zgodzi się na podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą, czemu tak bardzo sprzeciwia się Rosja. Merkel ma swoje powody, z których głównym jest sprawa Julii Tymoszenko. – Nie wydaje mi się, żeby Merkel zmieniła zdanie w tej sprawie i zgodziła się na podpisanie umowy z Ukrainą bez spełnienia przez ten kraj warunków – przewiduje Forbrig.
Okres po wyborach w Niemczech to również przygotowania do wyborów do Parlamentu Europejskiego zaplanowanych na maj 2014 rok. Chadecy, których najważniejszym przedstawicielem w Europie jest Angela Merkel, muszą zająć stanowisko w kluczowej sprawie. Czy chcą, żeby wybory odbywały się pod sztandarem wspólnego kandydata na szefa Komisji Europejskiej? Na to naciska Martin Schulz, przewodniczący PE i lider socjalistów, osobiście bardzo zainteresowany wysokimi stanowiskami. Gdyby przeszła koncepcja kampanii ze znanym już kandydatem, to socjalistów reprezentowałby właśnie Schulz.
– Problem chadeków polega jednak na tym, że nie mamy takiego oczywistego kandydata. Poza tym taka koncepcja ogranicza szanse urzędujących premierów – uważa Rafał Trzaskowski. Żaden czynny polityk narodowy nie zgodziłby się bowiem na kandydowanie w takiej kampanii, bo oznaczałoby to lekceważenie narodowych wyborców. Merkel do tej pory nie wypowiedziała się o swoich preferencjach. A z dużym prawdopodobieństwem to właśnie chadecy wygrają wybory do PE i to oni wskażą kandydata na szefa KE.