Korespondencja z Nowego Jorku
Głosowanie nad budżetem Izbie Reprezentantów zaplanowane było na noc z czwartku na piątek czasu polskiego. Mimo porozumienia z demokratami, firmowanego przez liderów Partii Republikańskiej, jego wynik nie był jednak do końca przesądzony.
Na przeszkodzie mogło stanąć konserwatywne skrzydło republikanów, oskarżające szefów swojej partii o sprzeniewierzenie się pryncypiom prawicy. Organizacje wspierane przez ruch Tea Party i prawy odłam prawicy, takie jak FreedomWorks czy Club for Growth, wezwały republikańskich kongresmenów do głosowania przeciwko budżetowi.
– Nie mogę poprzeć budżetu, który nie robi nic, aby zmniejszyć liczący 17,3 biliona dolarów dług publiczny – protestował senator Rand Paul z Kentucky, wskazywany przez konserwatystów jako jeden z kandydatów do Białego Domu w 2016 r. Wtórowało mu wielu deputowanych do Izby Reprezentantów.
Zastrzeżenia prawego skrzydła spotkały się z ostrą reakcją przewodniczącego Izby Reprezentantów Johna Boehnera. Oskarżył on organizacje konserwatywne o „wykorzystywanie naszych członków oraz Amerykanów do osiągania własnych celów". Okazało się, że w głosowaniu nad kompromisem budżetowym Boehner musi liczyć na głosy... demokratów. Wspierał go przywódca republikanów w Izbie Reprezentantów Eric Cantor. – Partia Republikańska nie odniesie sukcesu, jeśli będzie podzielona. Powinniśmy się skupić na dzieleniu demokratów, a nie szukać różnic między sobą.