Korespondencja z Kijowa
Umowa została zawarta tuż przed północą czasu lokalnego, trzy godziny po upływie rozejmu między protestującymi a specjalnymi oddziałami Berkutu. Wcześniej lider opozycji Witalij Kliczko ostrzegł Janukowycza, że jeśli do porozumienia nie dojdzie, „porwie ludzi na barykady". Po północy sytuacja się skomplikowała, bo Majdan uznał, że nie zgadza się na porozumienie z władzami.
Kompromis zakłada amnestię dla wszystkich zatrzymanych uczestników protestów, którym groziło do 15 lat więzienia. Chodzi o przeszło 300 protestujących. Z nieoficjalnych informacji wynika także, że Janukowycz zgodził się, aby na wtorkowym nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Najwyższej omawiano nie tylko odwołanie ustawy z 16 stycznia radykalnie ograniczającej wolności obywatelskie, ale być może nawet dymisję rządu Mykoły Azarowa. To pierwsze poważne ustępstwo ukraińskiego przywódcy od czasu wybuchu protestów na Majdanie dwa miesiące temu.
Już w czwartek rano w rozmowie telefonicznej z przewodniczącym Komisji Europejskiej José Manuelem Barroso ukraiński prezydent obiecał, że nie wprowadzi w stolicy stanu wojennego. W tym samym czasie lider opozycji Witalij Kliczko zdołał wynegocjować z funkcjonariuszami Berkutu i protestującym „zawieszenie broni" do ósmej wieczorem.
Jednak na prowadzącej do rządowej dzielnicy ulicy Hruszewskiego te doniesienia mało kto brał poważnie.