Aresztowany w tym tygodniu w Nowym Jorku 78-letni starszy pan okazał się Vincentem Asaro, uczestnikiem największego w historii Ameryki rabunku, którego sprawcy nie stanęli przed sądem. Asaro jest członkiem "rodziny" Gambino, która 11 listopada 1978 r. umożliwiła gangowi Lucchese dokonanie zuchwałego napadu na nowojorskim lotnisku Johna F. Kennedy'ego ("przygody" tej bandy posłużyły Martinowi Scorsese jako kanwa jego słynnego filmu "Chłopcy z ferajny").
Mafiosi rozpracowali system wożenia pieniędzy samolotami Lutfhansy do ówczesnych Niemiec Zachodnich (były to środki na wymianę bankową i świadczenia dla żołnierzy amerykańskich stacjonujących w Europie). Od swojego człowieka pracującego na lotniku - niejakiego Luisa Wernera - uzyskali informacje o magazynie pieniędzy, o ochroniarzach i trasie przewozu.
Sześciu bandytów idealnie odegrało scenariusz napadu. Od założenia kominiarek do zniknięcia w workami banknotów zrabowanych z opancerzonej furgonetki ford minęły 64 minuty. Bandyci zrabowali 5 mln dolarów w banknotach i kosztowności warte ponad milion (dzisiejsza wartość łupu to ok. 20 mln dolarów).
Policja już po trzech dniach wiedziała, że tropy przestępców wiodą do knajpy "Robert's Lounge", a właściwie do jej właściciela Jamesa Burke'a. Niczego nie potrafiono mu jednak udowodnić, więc śledztwo utknęło stając się plamą na honorze FBI. Burke tymczasem naprawdę był mózgiem całej operacji. Z czasem popadł w paranoję i ze strachu przed zdemaskowaniem po kolei zabił połowę uczestników akcji. Sam skończył w więzieniu (za całkiem inne przestępstwo - zabił pewnego dilera narkotykowego), gdzie zmarł 18 lat temu.
Od tego czasu nie udało się odzyskać łupu, a agenci FBI namierzyli tylko kilku gangsterów z najniższego szczebla mafijnej struktury, którzy wciąż bronią się z wolnej stopy. Nagły postęp w sprawie nastąpił dopiero pół roku temu, gdy w dawnym mieszkaniu Burke'a znaleziono zamurowane ludzkie szczątki i kilka innych dowodów. Mozolne śledztwo zaprowadziło wreszcie agentów na trop Asaro.