Pierwszy był Lwów, gdzie już w czwartek kilkutysięczny tłum wdarł się do siedziby władz obwodu i zmusił gubernatora Ołeha Sałę do dymisji. Dzisiaj w stolicy Galicji manifestanci poszli jednak o krok dalej. Zablokowali koszary Berkutu i wojsk MSW. Siły porządkowe nie stawiały oporu.
Za przykładem lwowian idą kolejne ukraińskie miasta, przede wszystkim na zachodzie.
W Łucku los Sały spotkał szefa obwodu, Borysa Klimczuka. Gdy próbował mediacji z manifestantami, „błagając ich" o pokojowe rozwiązanie sporu, został odcięty od oddziałów milicji i zmuszony do rezygnacji z urzędu. W Iwano-Frankowsku, 200-tysięcznym mieście, na ulice wyszło stosunkowo niewielu manifestantów: około 1,5 tysiąca. Ale i to wystarczyło, aby zająć siedzibę obwodu. Podobnie było w Równem, Tarnopolu i Chmielnickim. To sygnał jak bardzo słabe są struktury rządowe w zachodniej części kraju. Walka z władzą objęła nie tylko ten region Ukrainy. W Czerkasach, na południu kraju, tłum manifestantów także w pewnym momencie zajął siedzibę władz obwodu. Budynek został jednak odbity. Aresztowano 58 protestujących. Rozwojem sytuacji najwyraźniej bardzo zaniepokojony jest Wiktor Janukowycz. – Dopóki ja będę prezydentem, nie pozwolę, aby nasz kraj rozpadł się na dwie części. Użyję wszystkich środków, aby do tego nie doszło – oświadczył.
Nie jest jasne, czy to ukryta groźba, czy kolejne sygnały ustępstw, który potem się nie materializują.
Szef rząd zapowiedział bowiem, że jest gotów do rozważenia „zmiany składu rządu" Mykoły Azarowa. Prezydent zapewnia, że na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Najwyższej w najbliższy wtorek będzie omawiana zmiana ordynacji wyborczej. Miałaby zapobiec sfałszowaniu wyborów prezydenckich w 2015 r.