– Ależ tak, uszanujemy wybór narodu ukraińskiego i będziemy współpracować z władzami wyłonionymi na podstawie tych wyborów – mówił w sobotę prezydent Putin dziennikarzom na Petersburskim Forum Ekonomicznym. Każdego dnia w trakcie forum musi zapewniać dziennikarzy i zagranicznych gości, że Moskwa uzna nowego prezydenta Ukrainy i będzie z nim rozmawiać.
Jednak w trzecim miesiącu kryzysu na Ukrainie – wywołanego i sponsorowanego przez Rosję – coraz trudniej w to uwierzyć. – Putin już zrezygnował z wojskowej interwencji, ale na pewno nie ze wspierania separatystów – mówi „Rz" politolog Andriej Piontkowski. Jego zdaniem w interesie rosyjskiego prezydenta jest utrzymywanie napięcia w południowo-wschodniej części Ukrainy, choćby ze względu na zbliżające się nieuchronnie rozmowy z Kijowem. Nie będzie więc odpowiadał na kolejne wezwania separatystów z Doniecka i Ługańska o udzielenie „pomocy wojskowej" i przyjęcie do Rosji.
Jednocześnie zwraca uwagę na to, że separatyści i „ochotnicy" z Rosji ideologicznie całkowicie się różnią od Putina: – To są nacjonaliści związani z różnymi grupami neonazistowskimi, to ideowi rosyjscy faszyści. Możliwe, że Putin będzie podtrzymywał „ukraińską Wandeę" w Doniecku, by się pozbyć tych ludzi z kraju. Bo przecież to potencjalni nacjonalistyczni przywódcy socjalnych buntów w samej Rosji.
– Po tych miesiącach nasze stosunki będziemy musieli budować od nowa – mówi „Rz" ukraiński ekspert Mykoła Melnyk z kijowskiego Centrum Razumkowa. – Kreml wychodził z założenia, że Ukraina jest całkowicie zależna od niego, co zapewniał mu Janukowycz. A teraz będzie musiał rozmawiać i ustępować.
Piontkowski z kolei zwraca uwagę na całkowitą porażkę Kremla w ciągu ostatnich miesięcy. – Po Majdanie mówili o tworzeniu „Noworosji" obejmującej cały wschód i południe Ukrainy (od Charkowa przez Donieck, Ługańsk, Zaporoże, Dniepropietrowsk po Odessę) – tłumaczy. – A teraz okazało się, że poza Donieckiem i Ługańskiem praktycznie nikt tam go ich nie popiera.