Wokół Doniecka i w samym mieście wybuchają tylko sporadyczne starcia. Niewielkie grupy separatystów przenikają w okolice lotniska opanowanego przez ukraińskie wojsko, od czasu do czasu słychać tam strzelaninę.
Z samego miasta – oddzielonego od tego rejonu liniami kolejowymi – również dobiegają strzały, ale nie wiadomo, kto i do kogo strzela. Przynajmniej w jednym wypadku niezbyt trzeźwy bojówkarz niechcący postrzelił przypadkowych przechodniów.
Broń precyzyjna
Na zjeździe z kolejowego wiaduktu do centrum separatyści cały czas próbują zbudować barykadę na bardzo szerokiej w tym miejsc ulicy. Tutaj też zjeżdżają się ich oddziały. – Nie będzie żadnych walk w dzielnicach mieszkalnych – zapewnia zastępca szefa ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Wiktoria Sjumar. – Nie ma też mowy o ewakuacji mieszkańców.
Mimo że trudno sobie wyobrazić ewakuację miliona ludzi, paniczne plotki o przymusowym wyjeździe od czasu do czasu obiegają Donieck. Mer miasta musiał już kilkakrotnie uspokajać mieszkańców. Nastroju nie poprawiają ogłoszenia, które pojawiły się na ulicach, wskazujące lokalizację najbliższych schronów przeciwlotniczych ani godzina policyjna wprowadzona przez separatystów.
Od dwóch dni wojskowi zapewniają, że następne ataki będą prowadzone jedynie za pomocą „bardzo precyzyjnej broni". Nie wiadomo, czy armia ma taką broń, ale nikt nie wątpi, że ataki nastąpią. Nie wiadomo tylko, kiedy i w jaki sposób będą prowadzone.