– Stawka jest ogromna. Możemy produkować whisky tylko na terenie Szkocji, o przeprowadzce nie ma mowy – mówi o referendum David Frost, prezes Stowarzyszenia Szkockiej Whisky (SWA).
W ciągu minionych dziesięciu lat wartość eksportu trunku podwoiła się do 7 mld dolarów rocznie. To duże pieniądze dla 5-milionowego narodu. Większe dochody Edynburg uzyskuje tylko ze sprzedaży ropy. Prawie połowa sprzedaży whisky trafia do krajów Unii Europejskiej. Jednak w razie uzyskania niepodległości Szkocja przestanie być członkiem Wspólnoty i straci bezcłowy dostęp do jej rynków. Nie tylko zresztą do nich. Pozostając poza Światową Organizacją Handlu, będzie też musiała się liczyć z nałożeniem ceł przez państwa zamorskie.
Nie koniec na tym obaw producentów whisky. Do tej pory 270 ambasad Wielkiej Brytanii dbało o to, aby nikt nie podrabiał szlachetnego trunku. Teraz przestaną się tym zajmować. Konkurenci z Irlandii, USA czy nawet Indii już zacierają ręce.
Problemem jest też waluta. Na razie brytyjski funt zapewnia stabilność prowadzenia biznesu, który ma bardzo międzynarodowy charakter. Niezależna Szkocja będzie musiała jednak powołać własny pieniądz, z pewnością mniej wiarygodny. A to wyraźnie podwyższy koszty produkcji whisky
Bardzo wielu szkockich przedsiębiorców zapowiada, że w razie secesji przeniesie się z Edynburga czy Glasgow do Londynu. Dotyczy to w szczególności wielkich banków. Z destylarniami whisky tak się jednak nie da. Urok szkockiej polega na bardzo ścisłym przestrzeganiu warunków i miejsca jej produkcji. Bez tego stanie się takim samym mocnym alkoholem jak wiele innych.