Uzbrojony w długą broń półautomatyczną Michael Zehaf-Bibeau przedostał się w środę rano bez żadnych przeszkód do grobu nieznanego żołnierza, choć to samo serce dzielnicy rządowej stolicy Kanady. Nawet gdy oddał cztery strzały do żołnierza pilnującego pomnika, stojący nieopodal funkcjonariusze służb porządkowych byli przekonani, że to część ceremoniału. Młody brunet w ciemnym płaszczu, który niedawno przeszedł na islam, bez trudu zdołał następnie przejąć jedną z limuzyn rządowych i podjechać kilkaset metrów do budynku parlamentu.
U nas to niemożliwe
– Służyłem wiele lat w wojsku, ale jeszcze nigdy nikt nie wymierzył we mnie broni. Byłem przerażony – przyznaje Barry Willis, pracownik służb bezpieczeństwa, który oddał bez chwili wahania kluczyki auta terroryście.
Zehaf-Bibeau przeszkód nie napotkał także przed wejściem do ogromnego, neogotyckiego budynku kanadyjskiego zgromadzenia narodowego, choć właśnie w środę deputowani spotykają się tu z premierem Stephenem Harperem. To teren, który pilnują aż cztery oddzielne służby porządkowe. I choć już od dawna alarmowano, że koordynacja między nimi jest słaba, nic nie zrobiono, aby ją wzmocnić. To nie wydawało się konieczne.
– Takie zamachy nie mogłyby się zdarzyć w naszym kraju – mówił w zeszłym roku sam Harper po zamachach terrorystycznych w Bostonie.
Dopiero po kilkudziesięciu minutach Zehaf-Bibeau został zastrzelony przed wejściem do biblioteki parlamentu. ?A pod wieczór policja ostatecznie ustaliła, że działał sam.