Reklama
Rozwiń
Reklama

Wybory w USA: Dni po wyborach prezydenckich zapowiadają się burzliwie

Burzliwie zapowiadają się również dni po wyborach.

Aktualizacja: 04.11.2020 04:25 Publikacja: 03.11.2020 18:59

3 listopada. Jeden z kluczowych dla wyniku stanów – Floryda. Kolejka do głosowania w Tallahassee

3 listopada. Jeden z kluczowych dla wyniku stanów – Floryda. Kolejka do głosowania w Tallahassee

Foto: AFP

W dniu wyborów handlowe centrum nowojorskiego Manhattanu wyglądało, jakby szykowało się na wybuch bomby. Jako jeden z pierwszych flagowy sklep Macy's w weekend zaczął zabijać swoje witryny wystawowe drewnianymi płytami. W jego ślady poszedł Saks Fifth Avenue, Bloomingdales i drogie sklepy na Piątej Alei, Soho, a potem większość punktów usługowych na Manhattanie, w handlowych centrach innych dzielnic Nowego Jorku, Waszyngtonu, na słynnym Rodeo Drive w Beverly Hills i dużych miastach kraju. Banki zatrudniły dodatkowych pracowników ochrony, wokół Białego Domu stanął wysoki metalowy płot, a w wielu stanach Gwardia Narodowa szykowała się do ewentualnej interwencji.

Czytaj także:

Wybory prezydenckie w USA: Które stany mogą zdecydować o wyniku?

W taki sposób Ameryka, największa demokracja na świecie, przygotowała się do finału tegorocznych wyborów, w których obywatele decydowali, czy na kolejne cztery lata w Białym Domu zostawić kontrowersyjnego i ekscentrycznego Donalda Trumpa, czy dać szansę na wykazanie się kandydatowi demokratów Joe Bidenowi.

Wszystko może się zdarzyć

Bez względu na to, który z kandydatów wygra, lokalne władze i policja obawiały się niespokojnych dni. Już zresztą przed wyborami doszło do blokady autostrad zorganizowanej przez zwolenników prezydenta w Nowym Jorku i sąsiednim stanie New Jersey, konfrontacji protestujących z grupą sympatyków Trumpa, a w Karolinie Północnej policja zmuszona była użyć gazu łzawiącego na uczestników wymykającego się spod kontroli wiecu wyborczego.

Reklama
Reklama

– Jeżeli miasto albo stan odmówi podjęcia kroków koniecznych do ochrony życia i mienia mieszkańców, to ja zaangażuję wojsko amerykańskie i szybko rozwiążę problem – zapowiadał Donald Trump w poniedziałek, dolewając oliwy do ognia. – Mamy rok 2020. Wszystko się może zdarzyć – mówią Amerykanie, nieco z humorem, ale też ze zrezygnowaniem gotowi na wszystko w roku sparaliżowanym pandemią, protestami i doniesieniami o kryzysie gospodarczym.

Koperty

– Przegram tylko wtedy, gdy wybory zostaną sfałszowane – mówił Donald Trump, od dawna zachęcając niemalże wyborców do pokazania swojego niezadowolenia. Po kilku miesiącach kampanii przeciwko głosom kopertowym, które to właśnie jego zdaniem prowadzą do oszustw, w ostatnich dniach przed finałem wyborów, pozostający w tyle w sondażach, prezydent Donald Trump próbował podważać ich wyniki, zanim były jeszcze znane, sugerując, że każdy głos liczony po wyborczym wtorku powinien być traktowany jako podejrzany.

Problem w tym, że na prawie 100 milionów głosów oddanych przed 3 listopada duża część to głosy korespondencyjne. Ich liczenie może zająć kilka dni. Tylko dziewięć stanów da radę policzyć je do południa dzień po wyborach. Ponad 20 stanów i Dystrykt Kolumbii jeszcze po wtorku przyjmują koperty z głosami wysłane przed wyborami. Niektóre stany podają szczątkowe wyniki, ale np. Nowy Jork i Alaska czekają na policzenie wszystkich głosów korespondencyjnych, zanim podadzą wyniki.

Trump z dezaprobatą przyjął decyzję Sądu Najwyższego, który pozwolił w Pensylwanii, jednym z kluczowych stanów, na liczenie głosów, które dotrą do komisji wyborczych trzy dni po wyborczym wtorku. – Ta decyzja pozwoli na niekontrolowane i szeroko zakrojone oszustwa, podważa nasz cały system praw i podnieca przemoc na ulicach – napisał Trump na Twitterze, a w Wisconsin stwierdził, że to „decyzja polityczna, która umożliwi obozowi Bidena oszustwa".

Prawnicy gotowi

Jak tylko skończy się głosowanie, idziemy na całego z naszymi prawnikami – zapowiadał prezydent, który plasując się w sondażach ponad 10 punktów za demokratycznym rywalem, nie miał pewności, że stany, takie jak Wisconsin, Pensylwania, Floryda czy Michigan, które udało mu się zdobyć cztery lata temu, w tym roku zagłosują na niego.

Jeszcze przed finałem wyborów obie kampanie Trumpa i Bidena, organizacje broniące praw wyborczych i konserwatywne grupy zbierały fundusze oraz organizowały zastępy prawników do prawnej batalii w kluczowych stanach, o to które głosy zaliczyć, a które odrzucić. Tego rodzaju potyczki obecne są w amerykańskiej polityce od co najmniej 2000 r., kiedy zakwestionowano głosy na Florydzie. W tym roku jednak spodziewana była szczególnie zażarta walka o każdy głos, który można podważyć za niewyraźną datę wysłania lub podpis.

Reklama
Reklama

– Mobilizacja po stronie republikanów jest bezprecedensowej skali – mówią komentatorzy. Republikanie już przed wyborami dokonywali prób dyskwalifikowania głosów, zanim zostały policzone. W Teksasie sądownie podważali ważność 127 tys. głosów oddanych w punkcie wyborczym typu drive-through, w którym wyborcy głosowali, nie wychodząc z samochodów.

Z drugiej strony demokraci szykują się na utrudnione przejęcie władzy, w przypadku wygranej Joe Bidena, bo Trump m.in. nie chciał podpisać rutynowych dokumentów dotyczących ewentualnego przekazania władzy. – Pytają mnie, czy jeżeli przegram, to przekażę władzę w przyjazny sposób. A ja się pytam, czy oni mi przekazali władzę, jak wygrałem. Szpiegowali mnie i robili inne rzeczy – mówił Trump na wiecu w Ohio, stawiając demokratów w stan pogotowia.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1406
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1405
Świat
Świat w cieniu Trumpa. „Spełnienie wieloletniego marzenia Kremla”
Świat
Zmarła Brigitte Bardot
Materiał Promocyjny
Polska jest dla nas strategicznym rynkiem
Świat
Rosja gra na rozpad Ukrainy. Ten scenariusz jest realny
Materiał Promocyjny
Podpis elektroniczny w aplikacji mObywatel – cyfrowe narzędzie, które ułatwia życie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama