Tak dalej być nie może. Co do tego panuje w Niemczech pełna zgoda, zwłaszcza że co dnia napływają nowe informacje o kolejnych tysiącach imigrantów, azylantów i innych przybyszów szukających schronienia w Niemczech na podstawie zapisanego w konstytucji prawa azylu. W ubiegłym roku było ich ponad 170 tys.
Rekord za rekordem
Jeżeli wierzyć ocenom, w tym roku ma ich być nawet trzy razy więcej. Już w połowie roku naliczono ponad 130 tys. Takie liczby rozpalają niemieckie umysły zarówno polityków, jak i zwykłych obywateli. Ci pierwsi potępiają akty rasizmu rosnącej nienawiści do obcych, których przejawem są płonące schroniska dla uchodźców. Prezydent Gauck uznał je za „obrzydliwe", a szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier za „haniebne". Nie wszystkich stać na takie słowa. Premier Bawarii Horst Seehofer mówi już o „masowym nadużywaniu prawa azylu".
W graniczącej z Polską Saksonii, która stała się prawdziwym matecznikiem prawicowej ekstremy, jeden z radnych CDU w Miśni nazywał publicznie uciekinierów „wygłodniałymi przez ramadan Turkami" lub „bandą nieuków".
To i tak nic w porównaniu z wpisami na Facebooku czy Twitterze w rodzaju: „Zdaniem mediów uciekinierzy powinni zostać skierowani do Buchenwaldu. Pozostaje odkręcić gaz" czy cytowany przez tygodnik „Der Spiegel" wpis z sugestią zmiany przeznaczenia Auschwitz.
Niemcy pocieszają się, że pełną nienawiści postawę prezentuje mniejszość społeczeństwa. Zdecydowanie więcej jest tych, którzy gromadzą odzież, pracują społecznie przy organizacji schronisk i bezinteresownie oferują swą pomoc imigrantom. Nie brak jednak takich, którzy zaopatrzeni w kanistry z benzyną skradają się nocami do naprędce organizowanych schronisk dla imigrantów. Takich i podobnych ataków jest już w tym roku tyle, ile w całym ubiegłym.