Kim Hyeong-soo jest biologiem, który przez ponad 20 lat pracował w instytucie. Jego ojciec studiował w Bratysławie, Kim jeździ po świecie i opowiada nie tylko innym naukowcom o tym, jak wyglądały starania o przedłużenie życia najdroższych przywódców północnokoreańskiego reżimu.
Metody osiągania pożądanego rezultatu - Kim Ir Sen chciał dożyć 120 lat - bywały rozmaite. Wieczny prezydent lubił się śmiać, więc zapraszano przed jego oblicze 5- i 6-latków, by dziecięcymi wygłupami rozluźniały atmosferę. Lubił też dobrze zjeść, dlatego w laboratoriach badano tzw. owoce mnicha uchodzące za najlepsze naturalne źródło cukru (zawierają go do 300 razy więcej niż buraki cukrowe), masowano krowy sprowadzane z Danii, które uprzednio pojono piwem (dla lepszego mięsa) i pozyskiwano tłuszcz z wątróbek specjalnego gatunku żab (miał podobno działać na potencję). Cały naród szukał konkretnych egzemplarzy tych płazów, za jedną super żabę można było dostać kilogram ryżu.
W instytucie opracowywano bardziej wydajne w produkcji jaj kury, badano metody wzmacniania ścian tętnic i naczyń krwionośnych, by ich najważniejszego posiadacza jak najdłużej chronić przed zawałem, a także chciano ulepszyć papierosy i alkohol, po które sięgał zarówno ojciec, jak i syn, Kim Dzong Il. Według relacji Kim Hyong-soo cała działalność instytutu objęta była ścisłą tajemnicą, a badaczy zmuszano do pracy także w weekendy i święta, ponieważ proces starzenia się przywódców nie robił sobie nigdy przerw.
Hyeong-soo uciekł w 2009 roku, 11 lat po tym, gdy na własne oczy zobaczył ofiary wielkiego głodu. Ciała mieszkańców jego rodzinnej prowincji Ryanggang leżały wzdłuż drogi. Do swojego miasta Hyesan jechał wówczas pierwszy raz od 7 lat. Był to jego dawno nie doświadczany urlop. Ludzie umierający z braku jedzenia nie za bardzo pasowali do koncepcji jak najdłuższego utrzymywania przy życiu przywódców. Do tego, gdy przyszłego uciekiniera umieszczono w jednostce nr 38 zajmującej się pozyskiwaniem walut obcych na fundusz lojalnościowy dla rodziny Kimów, miara się przebrała.
Naukowiec miał więcej szczęścia niż jego matka. Jej ucieczka z 2010 skończyła się złapaniem, sześcioma miesiącami tortur i śmiercią. Dzisiaj Kim opowiada swoją historię m.in. na forum ONZ (wystąpił tam w grudniu ubiegłego roku) i w Londynie (w marcu 2016 na forum dotyczącym kwestiom uciekinierów z Korei Północnej). Sugeruje cztery najważniejsze kroki, dzięki którym sytuacja na podzielonym półwyspie może się zmienić na lepsze. Trzeba stawiać na informowanie zwykłych ludzi, osób z kierownictwa partii, zaostrzyć sankcje do granic możliwości oraz szerzyć wszędzie na świecie świadomość tego, że nad 38. równoleżnikiem istnieje państwo, które od końca II wojny trzyma wszystkich swoich obywateli jako zakładników.