Do zamachu terrorystycznego w tureckiej metropolii nikt się, w momencie pisania tego tekstu, jeszcze nie przyznał. Ale sposób jego przeprowadzenia (o czym piszę w komentarzu) wskazuje na dżihadystów. Lub na kogoś, kto się chce pod nich podszyć. A dżihadyści to element wielkiej bliskowschodniej układanki, za której przemeblowanie wzięły się Turcja wraz z Rosją oraz przyczajonym nieco Iranem.
Wdzięczny dyktator
Moskwa i Ankara opracowały w ostatnich dniach 2016 roku plan przerwania konfliktu w Syrii, najbardziej krwawej wojny współczesności. Mającej wpływ nie tylko na sytuację na Bliskim Wschodzie, ale i na Unię Europejską, która jednak w żadnych negocjacjach nie uczestniczy. Mocarstwa zachodnie poparły plan zawieszenia broni, głosując nad odpowiednią rezolucją w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Trudno, by miały coś przeciwko przerwie w zabijaniu ludzi i dostawom pomocy humanitarnej.
Po błędach z ostatnich lat – zaniechaniach, ignorowaniu przekraczania kolejnych czerwonych linii przez syryjskiego dyktatora, bezczynnemu obserwowaniu rosyjskich bombardowań Aleppo – Zachodowi pozostaje głównie przyglądanie się, jak porządki w Syrii i jej okolicach zaprowadzają państwa antyzachodnie: Rosja i Iran oraz coraz bardziej antyzachodnia, choć pozostająca w zachodnim sojuszu, NATO – Turcja.
Dwóm pierwszym graczom niewątpliwie chodzi o utrzymanie przy władzy alawickiego reżimu i to, przynajmniej w początkowej fazie, pod wodzą Baszara Asada. Zresztą to zastrzeżenie o „początkowej fazie" z każdym skutecznym posunięciem Rosjan i Irańczyków w Syrii ma coraz mniejsze znaczenie. Bo właściwie dlaczego Putin i ajatollahowie mieliby rezygnować z dyktatora, który wszystko im zawdzięcza? Po co im jakiś syryjski okrągły stół i szukanie nowego przywódcy? Mają się przejmować tym, że Asad jest najbardziej krwawym ze współczesnych dyktatorów i że nie akceptuje go znaczna część zachodniej opinii publicznej? Wątpliwe.
Zachód przywiązał się do wizji Syrii bez Baszara Asada. Ale nie zrobił nic, by dyktator nie utopił we krwi zbuntowanych miast (przed Aleppo było choćby Homs). Przy okazji postawił na siły, które się zradykalizowały i trudno je uznać za prozachodnie. Albo na te, które teraz nic znaczą. Jak powołana cztery lata temu w Katarze Syryjska Koalicja Narodowa. Francja uznała ją wtedy za „jedynego legalnego przedstawiciela ludu syryjskiego i przyszły tymczasowy rząd demokratycznej Syrii". Podobnie kilka innych ważnych państw zachodnich, a UE ostrożniej jako „prawomocnych przedstawicieli aspiracji Syryjczyków". Przeoczyłem, czy ktoś kiedyś odwołał te określenia, w każdym razie dziś brzmią groteskowo.