Bliski Wschód: Tworzy się nowy porządek

Atak w Stambule towarzyszy narodzinom nowego porządku na Bliskim Wschodzie. Współtworzonego przez Turcję.

Aktualizacja: 02.01.2017 18:38 Publikacja: 01.01.2017 18:12

Wschodnie Aleppo po odbiciu przez Baszara Asada dzięki bombardowaniom rosyjskiego lotnictwa.

Wschodnie Aleppo po odbiciu przez Baszara Asada dzięki bombardowaniom rosyjskiego lotnictwa.

Foto: AFP

Do zamachu terrorystycznego w tureckiej metropolii nikt się, w momencie pisania tego tekstu, jeszcze nie przyznał. Ale sposób jego przeprowadzenia (o czym piszę w komentarzu) wskazuje na dżihadystów. Lub na kogoś, kto się chce pod nich podszyć. A dżihadyści to element wielkiej bliskowschodniej układanki, za której przemeblowanie wzięły się Turcja wraz z Rosją oraz przyczajonym nieco Iranem.

Wdzięczny dyktator

Moskwa i Ankara opracowały w ostatnich dniach 2016 roku plan przerwania konfliktu w Syrii, najbardziej krwawej wojny współczesności. Mającej wpływ nie tylko na sytuację na Bliskim Wschodzie, ale i na Unię Europejską, która jednak w żadnych negocjacjach nie uczestniczy. Mocarstwa zachodnie poparły plan zawieszenia broni, głosując nad odpowiednią rezolucją w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Trudno, by miały coś przeciwko przerwie w zabijaniu ludzi i dostawom pomocy humanitarnej.

Po błędach z ostatnich lat – zaniechaniach, ignorowaniu przekraczania kolejnych czerwonych linii przez syryjskiego dyktatora, bezczynnemu obserwowaniu rosyjskich bombardowań Aleppo – Zachodowi pozostaje głównie przyglądanie się, jak porządki w Syrii i jej okolicach zaprowadzają państwa antyzachodnie: Rosja i Iran oraz coraz bardziej antyzachodnia, choć pozostająca w zachodnim sojuszu, NATO – Turcja.

Dwóm pierwszym graczom niewątpliwie chodzi o utrzymanie przy władzy alawickiego reżimu i to, przynajmniej w początkowej fazie, pod wodzą Baszara Asada. Zresztą to zastrzeżenie o „początkowej fazie" z każdym skutecznym posunięciem Rosjan i Irańczyków w Syrii ma coraz mniejsze znaczenie. Bo właściwie dlaczego Putin i ajatollahowie mieliby rezygnować z dyktatora, który wszystko im zawdzięcza? Po co im jakiś syryjski okrągły stół i szukanie nowego przywódcy? Mają się przejmować tym, że Asad jest najbardziej krwawym ze współczesnych dyktatorów i że nie akceptuje go znaczna część zachodniej opinii publicznej? Wątpliwe.

Zachód przywiązał się do wizji Syrii bez Baszara Asada. Ale nie zrobił nic, by dyktator nie utopił we krwi zbuntowanych miast (przed Aleppo było choćby Homs). Przy okazji postawił na siły, które się zradykalizowały i trudno je uznać za prozachodnie. Albo na te, które teraz nic znaczą. Jak powołana cztery lata temu w Katarze Syryjska Koalicja Narodowa. Francja uznała ją wtedy za „jedynego legalnego przedstawiciela ludu syryjskiego i przyszły tymczasowy rząd demokratycznej Syrii". Podobnie kilka innych ważnych państw zachodnich, a UE ostrożniej jako „prawomocnych przedstawicieli aspiracji Syryjczyków". Przeoczyłem, czy ktoś kiedyś odwołał te określenia, w każdym razie dziś brzmią groteskowo.

Dżihadyści nasi i nienasi

Turkom w tej rozgrywce chodzi przede wszystkim o to, by u ich południowych granic nie powstało żadne państwo czy quasi-państwo kurdyjskie. Bo, jak powiedział mi kiedyś były szef tureckiej dyplomacji Yasar Yakis, jeśli ono powstanie, to na zawsze. I będzie promieniowało na inne tereny, gdzie mieszkają Kurdowie, a miliony ich mieszkają w Turcji, łącznie ze Stambułem.

Nic dziwnego, że wśród walczących w Syrii formacji, które podpisały zaproponowany przez Rosję i Turcję rozejm, nie ma oddziałów syryjskich Kurdów. To wymóg Ankary. Nie ma wśród nich także tzw. Państwa Islamskiego. Prawdopodobnie do podpisu nie dano porozumienia najważniejszej organizacji dżihadystów powiązanej z Al-Kaidą (do połowy zeszłego roku całkiem formalnie), która teraz nazywa się Front Podboju Lewantu. Prawdopodobnie, bo ambasadorzy państw zachodnich zasiadających w Radzie Bezpieczeństwa ONZ nie widzieli dokumentu. A wypowiedzi syryjskich uczestników rozmów o rozejmie są sprzeczne.

Niewątpliwie porozumienie dotyczy jednak części skrajnie islamistycznych ugrupowań rebelianckich. Wcześniej Rosja uznawała wszystkich fundamentalistów za terrorystów, a Turcja większość wspierała (początkowo tolerowała nawet tzw. Państwo Islamskie). Wygląda na to, że następuje wyraźny podział na „naszych" i „nienaszych" skrajnych islamistów i na dodatek korzystny dla Zachodu. Dla Zachodu też głównym wrogiem jest tzw. Państwo Islamskie i, zapomniana już nieco, Al-Kaida ze swoimi mniej lub bardziej jawnymi sojusznikami.

Wspólny wróg i samotni Kurdowie

Rozejm to wstęp do rozmów o zakończeniu wojny w Syrii, które mają się odbyć w styczniu w Kazachstanie. Z udziałem rządu w Damaszku, jego przeciwników (tych, co podpisali rozejm) oraz Rosji, Turcji i Iranu. Te trzy państwa może potem dopuszczą do negocjacji innych regionalnych graczy.

Tak czy owak to one zadecydują o przyszłości Syrii. Tej jej części, która jest teraz w rękach reżimu i liczących się z Ankarą rebeliantów. To praktycznie cały zachód tego kraju, z najważniejszymi miastami, dostępem do morza. Pozostanie jeszcze pustynny wschód, gdzie trwa tzw. Państwo Islamskie, i część północy, gdzie są dżihadyści z tej terrorystycznej organizacji oraz Kurdowie. Z tzw. Państwem Islamskim będą w przyszłości walczyli wszyscy z Zachodem włącznie, a ten wspólny cel tylko umocni pozycję Rosji i Iranu.

A Kurdowie, którzy tak długo z największym poświęceniem walczyli z tzw. Państwem Islamskim? Prawdopodobnie znowu przegrają z wielką polityką. Bo przeciw Turcji nikt jej teraz nie będzie prowadził.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1175
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1174
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1173
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1172