Umocnili go grając przez cztery godziny w golfa z dala od dziennikarzy.
W czasie kampanii wyborczej Donald Trump zaniepokoił amerykańskich sojusznków w Azji – nie tylko Japończyków, ale i Koreańczyków z południa, mówiąc, że powinni płacić za swoją obronę. A jak już został zaprzysiężony na prezydenta, zerwał transpacyficzne porozumienie o wolnym handlu (TPP), które miało powiązać Amerykę m.in. z Japonią, Koreą Południową i Australią.
- Jesteśmy rozczarowania z powodu wycofania się USA z TPP. A jeżeli chodzi o bezpieczeństwo, to chcemy więcej informacji o wizji sojuszu, bo Donald Trump nie ma doświadczenia w dyplomacji i sprawach bezpieczeństwa. Teraz jako prezydent szybko się uczy i mamy nadzieję, że doceni znaczenie naszego sojuszu. Prawdopodobnie nie wiedział, że Japończycy wiele płacą za obecność żołnierzy amerykańskich na swoim terytorium – mówił „Rzeczpospolitej" pod koniec stycznia prof. Akio Takahara, politolog z Uniwersytetu Tokijskiego,
Premier Japonii Shinzo Abe był jednym z niewielu polityków szeroko pojętego Zachodu, który nie krytykował Donalda Trumpa, a nawet zapowiadał wielkie inwestycje japońskie w USA, w ten sposób, jak uważa wielu ekspertów, zdobywa się przychylność nowego prezydenta.
W piątek Abe został przyjęty w Białym Domu. Po spotkaniu popłynęła informacja, że USA i Japonia będą jeszcze bliżej niż dotychczas współpracowały, zarówno w sprawach gospodarczych, jak i polityki bezpieczeństwa. Z Waszyngtonu Trump i Abe polecieli razem samolotem Air Force One na Florydę i udali się do rezydencji amerykańskiego prezydenta Mar-a-Lago na Florydzie.