Po pięciu tygodniach niemal ciągłych awantur o rolę mediów, politykę wobec Chin czy politykę migracyjną prezydent ogłosił: czas zakończyć małostkowe konflikty.
To może być próba ratowania załamującego się poparcia w społeczeństwie: podczas gdy niewiele ponad 40 proc. ocenia pozytywnie prezydenturę Donalda Trumpa, 57 proc. uznało za pozytywne jego przemówienie w Kongresie.
Ale zmiana strategii Trumpa może też być wynikiem zderzenia z realiami prezydentury. Okazało się, że z szumnego programu na razie nie udało się mu zrealizować zbyt wiele. Lepiej więc zejść na ziemię, niż potęgować frustrację wyborców.
Tuż przed wystąpieniem w Kongresie Trump przyznał, że jest gotowy rozważyć legalizację pobytu dzieci nielegalnych imigrantów, które od lat mieszkają w USA. Choć nie powtórzył tego w samym przemówieniu, jest to radykalne odejście od propozycji bezwzględnej walki z imigrantami „bez papierów".
W Kongresie Trump ani razu nie wspomniał też o Rosji, choć ewentualny „deal" z Władimirem Putinem był do tej pory kluczowym elementem jego programu polityki zagranicznej. Nie było też mowy o Syrii i Iraku, gdzie w czasie kampanii wyborczej obecny prezydent planował przeprowadzić operacją lądową, aby zniszczyć tzw. Państwo Islamskiego. I bez tego obszar kontrolowany przez dżihadystów szybko się jednak kurczy, głównie za sprawą ofensywy wojsk irackich wspieranej przez Amerykanów z powietrza.