Ceremonia korzeniami sięga XVI wieku. W środę Elżbieta II przedstawiła z Izbie Lordów program rządu zgodnie ze ściśle określonym ceremoniałem. Ale podniosła uroczystość nie wystarczy, aby ukryć słabość Theresy May. Najpewniej 29 czerwca parlament będzie głosował nad wotum zaufania dla nowej ekipy, tego samego dnia, w którym minie termin powołania władz autonomicznych Irlandii Północnej.
Oba wydarzenia mogą zakończyć się źle. Tym bardziej że sprawy są powiązane. Po porażce w przedterminowych wyborach, które sama rozpisała, May potrzebuje dodatkowych ośmiu głosów, aby mieć większość w parlamencie. Od wielu dni trwają w tej sprawie rozmowy między torysami i Demokratyczną Partią Unionistyczną (DUP), która w izbie gmin ma dziesięciu przedstawicieli. Unioniści nie chcą wejść do koalicji rządowej, tylko popierać z zewnątrz ekipę May w kluczowych głosowaniach, np. nad akceptacją mowy królowej czy budżetu państwa.
Ale DUP domaga się w zamian wysokiej ceny.
– Chce dodatkowych funduszy dla Irlandii Północnej. Ale to oznacza cięcia wydatków państwa w innych regionach, gdzie i bez tego ludzie się buntują przeciw polityce oszczędzania trwającej już osiem lat – mówi „Rz" Ian Bond, dyrektor w Center for European Reform (CER) w Londynie.
W samej Irlandii Północnej republikańska Sinn Fein zerwała w styczniu współpracę z DUP w regionalnym parlamencie (Stormont) gdy wybuchła afera korupcyjn z udziałem liderki tego ugrupowania Arlene Foster. Regionalnego rządu do tej pory nie ma i Londyn zapowiedział, że jeśli się to nie zmieni do 29 czerwca, przejmie bezpośrednią kontrolę nad prowincją. – To byłaby bardzo niepokojąca sytuacja. Od zawarcia układu wielkopiątkowego nigdy jeszcze to się nie zdarzyło – mówią z niepokojem „Rz" źródła w Dublinie.