Korespondencja z Brukseli
Angela Merkel, gospodyni hamburskiego spotkania, uparła się, żeby przywódcy najważniejszych gospodarek świata, zarówno krajów rozwiniętych, jak i rozwijających się, wydali na koniec szczytu G20 wspólny komunikat. Może mówić o dyplomatycznym sukcesie.
Udało się wynegocjować dokument, który podtrzymuje determinację 19 uczestników szczytu w realizacji postanowień szczytu klimatycznego w Paryżu. Choć przyjmuje do wiadomości zamiar USA wycofania się z tego porozumienia. I wypowiada walkę protekcjonizmowi, czego chciała UE. Choć podkreśla prawo do uzasadnionego blokowania stosowanych pod płaszczykiem globalizacji nieuczciwych praktyk handlowych, przy czym upierały się USA. Jeśli skutkiem spotkania w Hamburgu będzie walka ze zmianą klimatyczną, bez złudzeń odnośnie do USA, i uniknięcie amerykańskich karnych ceł, to będzie można mówić o wielkim sukcesie. Pokazuje to, jak głęboka wyrwa zrobiła się w świecie zachodnim, skoro cieszyć się należy z tego, że USA nie wywołają globalnej wojny handlowej.
Stalowe starcie
Bo że poziom oczekiwań w relacjach z USA zjechał do zera, to wiadomo już od kilku miesięcy. Waszyngton wycofał się na pozycje izolacjonistyczne w gospodarce i nie zamierza uczestniczyć w dalszych postępach globalizacji. Prezydent Trump zerwał podpisane przez poprzednią administrację, ale ciągle nieratyfikowane, Partnerstwo Transpacyficzne. Zamroził też negocjacje nad TTIP, czyli porozumieniem z UE. Warto pamiętać, że to drugie miało nie tylko znosić cła czy pozacelne bariery w handlu. Mowa była o ułatwieniach inwestycyjnych, dopuszczeniu do przetargów publicznych, ale przede wszystkim bardzo daleko idącej współpracy regulacyjnej.
TTIP miał na przyszłość ustalić standardy dla reszty świata. Waszyngton pod nowym przywództwem nie chce takich wpływów, bo handel widzi w ujęciu bardzo transakcyjnym. Czyli ile USA sprzedają do UE, a może nawet konkretniej do Niemiec, i ile od niej kupują. A ponieważ mają deficyt, więc w żadne porozumienia nie zamierzają się angażować.