Jeszcze w niedzielę amerykański dron dokonał ataku na samochód, którym w kierunku lotniska zmierzali terroryści z ISIS-Ch (Państwo Islamskie Prowincji Chorasan). Został zniszczony, ale najprawdopodobniej na skutek eksplozji samej rakiety odpalonej z drona oraz materiałów wybuchowych w samochodzie zginęło dziewięciu członków jednej rodziny, w tym sześcioro dzieci.
W odpowiedzi na ten atak w nocy z niedzieli na poniedziałek w kierunku lotniska wystrzelonych zostało pięć rakiet z zaparkowanego na jednej z ulic samochodu, który spłonął po odpaleniu rakiet. Cztery zostały namierzone przez amerykański system C-RAM i zestrzelone ogniem karabinów maszynowych. Piąta nie eksplodowała.W takich warunkach trwała w poniedziałek ewakuacja.
W amerykańskich mediach pojawiły się informacje, że Amerykanie uzyskali szczegółowe informacje o przygotowywanym ataku samobójczym od samych talibów, dla których ISIS-Ch jest organizacją wrogą. Świadczyłoby to o ścisłej współpracy nowych władz w Kabulu z wojskowymi USA strzegącymi lotniska.
Pojawiły się opinie, że dzięki takiej współpracy mogłoby się udać wydostać tysiące Afgańczyków po opuszczeniu przez Amerykanów lotniska we wtorek 31 sierpnia.
Czy ufać talibom?
Tym bardziej że, jak pisał w poniedziałek „New York Times", już w sobotę amerykańskie dowództwo informowało czekających na ewakuację Afgańczyków, że nie zostaną zabrani na pokłady ostatnich opuszczających lotnisko samolotów wojskowych.