Maulwi Mohammed Szah postanowił skończyć z wojną i podporządkować się władzy Hamida Karzaja, jeszcze zanim prezydent Afganistanu wyciągnął oficjalnie rękę do talibów na londyńskiej konferencji. Rozbroił swoich ludzi, załadował do samochodu 18 kałasznikowów, karabin maszynowy, granatnik i zawiózł to wszystko do siedziby władz dystryktu Jawand, niedaleko granicy z Turkmenistanem. Czy to potwierdza słuszność nowej strategii afgańskiej, obliczonej na pojednanie z talibami?
– Trudno powiedzieć. Badamy ten przypadek – mówi pułkownik Michael Matz, dowódca niemieckich sił szybkiego reagowania na północy Afganistanu. Rozmawiamy w bazie Marmal, w pobliżu Mazar-i Szarif, gdzie mieści się dowództwo sił międzynarodowych ISAF sprawujących teoretycznie kontrolę nad obszarem zamieszkanym przez jedną trzecią ludności Afgani- stanu.
[srodtytul]Posterunek bez lornetki[/srodtytul]
Pułkownik Matz nie przyjechał jednak tutaj, żeby negocjować z talibami.
– Moi ludzie są jak strażacy. Ruszamy tam, gdzie jesteśmy potrzebni, udzielając pomocy naszym żołnierzom zaatakowanym przez wroga – tłumaczy.