Mikoła Autuchowicz i Uładzimir Asipienka – obaj z miasta Wołkowysk – siedzą w areszcie od lutego 2009 r. Przez Human Rights Watch są uznawani za więźniów sumienia. Najpierw zarzucano im celowe niszczenie mienia społecznego, później – próbę zorganizowania zamachu na wysokich urzędników państwowych. Wczoraj, po dwóch godzinach procesu, sędzia odłożył sprawę do 16 marca.
– Nie bardzo rozumiem, o co właściwie zostaną oskarżeni – powiedział „Rz” jeden z liderów opozycyjnej Partii BNF (dawny Białoruski Front Narodowy) Wincuk Wiaczorka. – Sprawa ich rzekomego udziału w doprowadzeniu do tajemniczej eksplozji podczas koncertu w lipcu 2008 roku w Mińsku się rozpłynęła. Podobnie jest ze sprawą zardzewiałego granatnika znalezionego w Wołkowysku, którego jakoby mieli użyć w jakimś zamachu – dodaje.
Według opozycji oskarżenie jest zemstą władz za wspieranie niezależnego ruchu indywidualnych przedsiębiorców. Autuchowicz i Asipienka zatrudniali w swojej firmie transportowej opozycjonistów wyrzuconych z państwowych posad. Wspierali niezależną prasę. Autuchowicz jest też znany z obrony praw białoruskich uczestników wojny ZSRR w Afganistanie. Kiedyś napisał do prezydenta Aleksandra Łukaszenki, że należy im przyznać status, który przysługuje weteranom II wojny światowej.
W obronie biznesmenów kilkunastu opozycjonistów prowadziło strajk głodowy. Sam Autuchowicz głodował 70 dni.
– Ta sprawa od początku nosi znamiona prześladowań politycznych – mówił „Rz” Aleksiej Korol, redaktor naczelny opozycyjnego portalu internetowego Nowy Czas. – Wczorajszy proces miał być otwarty, ale w ostatniej chwili okazało się, że potrzeba na to zgody władz – dodał. Na korytarzu sądu zgromadziło się kilkadziesiąt osób, ale nie zostały wpuszczone do sali. Powiedziano im, że jest przepełniona.