Kapitalizm nie jest końcem historii – ten cytat z projektu zaprezentowanego w sobotę programu ugrupowania Die Linke jest drogowskazem dla niemieckich postkomunistów w drodze do gruntownej przebudowy Niemiec. Skompromitowany niedostatkami demokracji i wstrząsany kryzysami kapitalizm zastąpić powinien „demokratyczny socjalizm“ – głosi Die Linke, czyli Lewica.
Ma to być system, w którym nacjonalizacji ulec mają wielkie banki, państwowe powinny być koncerny energetyczne, firmy telekomunikacyjne i kolej. Tydzień pracy powinien liczyć 35 godzin, a w dalszej perspektywie jedynie 30. Najniższa płaca nie powinna być mniejsza niż 10 euro za godzinę, emerytury godziwe, a bezrobotni powinni zostać uwolnieni od wszelkich trosk egzystencjalnych. Dla wielu to czysta utopia, ale taki właśnie program ma w Niemczech coraz więcej zwolenników.
Die Linke jest czwartą po CDU, SPD i FDP partią w Bundestagu. W jesiennych wyborach zdobyła rekordowe 11,6 procent głosów i jest już obecna w parlamentach 12 z 16 landów RFN.
W Kraju Saary, pierwszym zachodnim landzie, do którego wdarła się przebojem przed rokiem, głosował na nią co piąty wyborca. Na wschodzie jest po CDU najsilniejszym ugrupowaniem.
W obecnej postaci powstała nieco ponad dwa lata temu z połączenia wschodnioniemieckich postkomunistów oraz dysydentów z zachodniej części kraju. Postkomuniści współrządzą od lat w Berlinie, gdzie są partnerem SPD, a od kilku miesięcy są członkiem takiej samej koalicji w Brandenburgii.