Litwa i Polska od miesiąca są w strefie Schengen. Mimo to po litewskiej stronie nadal istnieje pas graniczny. Litewska służba ochrony granicy chce go zachować. Poprosiła rząd o przydzielenie dla „ochrony granicy z Polską ponad 200 hektarów ziemi” (czyli pasa szerokości około 20 m). Mieszkańcy okolicznych miejscowości są oburzeni. Twierdzą, że to dzielenie UE na dwie części, bo po polskiej stronie ludzie żyją „jakby w innej Europie”. Pogranicznicy swobodnie poruszają się po prywatnych terenach. „Dzisiaj wszędzie mówi się, że litewsko-polską granicę – nie ważne, czy przebiega ona na lądzie, czy wodzie – można przekraczać w dowolnym miejscu. Dla prostego śmiertelnika wydaje się absolutnie zrozumiałe, że teraz ochronny pas graniczny między Litwą a Polską nie jest potrzebny. Nam jednak próbuje się wmówić zupełnie co innego” – napisali w liście do swego posła na Sejm Justinasa Karosasa mieszkańcy polsko-litewskiego pogranicza.
Dziennik „Lietuvos žinios” wręcz pyta: „Czy na polsko-litewskiej granicy znowu pojawi się płot z kolczastym drutem jak za czasów sowieckiej okupacji”? Miejscowi obawiają się głównie, że w strefie granicznej nie zostanie im zwrócona znacjonalizowana przez Sowietów ziemia. „Jeżeli rząd podejmie tę decyzję, będziemy się czuli jak po drugiej nacjonalizacji. Tylko że tym razem będzie bardziej bolało, bo to zrobią swoi” – pisze „Lietuvos žinios”. Litwini mieszkający przy granicy zapowiadają, że poskarżą się na swoich pograniczników do Brukseli.
Litewska straż graniczna tłumaczy, że pas graniczny istnieje na wszystkich granicach. – Mimo że jesteśmy w Schengen, granica pozostała. Pas graniczny istnieje na wszystkich naszych granicach, czy to z Polską, czy z Białorusią. Przygraniczne znaki nie mogą się znaleźć na prywatnym terenie – powiedział „Rz” rzecznik litewskiej straży granicznej Giedrius Mišutis. Zapewnił jednak, że szerokość pasa granicznego nie wpłynie na swobodę przekraczania granicy.