Opozycja wraca na ulice

Skończył się stan wyjątkowy, wznowiono protesty: centrum Erewanu znów było dziś pełne policjantów i tysięcy manifestujących nielegalnie opozycjonistów - ze stolicy Armenii pisze Jerzy Haszczyński.

Aktualizacja: 22.03.2008 08:20 Publikacja: 21.03.2008 20:01

Opozycja wraca na ulice

Foto: AP

W manifestacji, która do zmroku przebiegała bez incydentów, wzięło udział kilka tysięcy ludzi. Maszerowali przez miasto z zapalonymi świeczkami i kserokopiami zdjęć ofiar zamieszek z 1 marca i aresztowanych później opozycjonistów. Młodzi mężczyźni rwali na kawałki czarną taśmę do pakowania i rozdawali uczestnikom, by zawiązywali je sobie na rękawach.

Już od południa na głównych placach i bulwarach armeńskiej stolicy stały szeregi uzbrojonych w długie pałki i tarcze policjantów. Funkcjonariusze z psami sprawdzali samochody parkujące koło opery, gdzie tradycyjnie protestuje opozycja. Tym razem manifestanci nie zostali dopuszczeni do opery, ruszyli więc w kierunku placu Republiki, przy którym są gmachy rządowe, a później na skwer przed ambasadą Włoch, gdzie trzy tygodnie wcześniej doszło do krwawych zamieszek – najpoważniejszych w historii niepodległej Armenii. Zginęło wówczas siedmiu demonstrantów i jeden policjant.

Po 20 dniach stanu wyjątkowego, wprowadzonego w Erewanie po wydarzeniach 1 marca, opozycja ma bardzo utrudnione zadanie. Władze zmieniły nagle prawo dotyczące zgromadzeń. Teraz wiece, które zdaniem służby bezpieczeństwa zagrażają porządkowi społecznemu, są nielegalne. Nielegalna była i piątkowa manifestacja. Miała charakter przechadzki przez miasto, bez wystąpień i haseł. Dlatego policja ograniczyła się do blokowania niektórych ulic i nawoływania uczestników, by się rozeszli.

Prokuratura generalna podaje, że po krwawych zamieszkach aresztowano 107 osób. Głównie polityków opozycji, wśród nich byłego szefa dyplomacji Aleksandra Arzumaniana, któremu – jak mówi „Rz” szef grupy prowadzącej śledztwo Hakop Garachanian – grozi do 15 lat więzienia za próbę przejęcia władzy bezprawnymi metodami.

Innych oskarżono o przemoc wobec policji czy nielegalne posiadanie broni. – To najpoważniejsze represje w kraju od rozpadu ZSRR. Armenia ma ponad 100 więźniów politycznych – mówi politolog związany z liderem opozycji Lewonem Ter-Petrosjanem. – Nie ma żadnych więźniów politycznych – zapewniał trzy dni temu w parlamencie Serż Sarkisjan, premier i zwycięzca wyborów prezydenckich z 19 lutego, uznanych przez opozycję za sfałszowane.A prokurator Garachanian dodaje: – To, że aresztowani są także politykami, nie ma nic do rzeczy. Oni się dopuścili przestępstw kryminalnych. Polityk, podobnie jak artysta czy prawnik, też może być kryminalistą.

W wyborach prezydenckich premier Sarkisjan, namaszczony przez kończącego urzędowanie szefa państwa Roberta Koczariana, pokonał w pierwszej turze pierwszego prezydenta Armenii Lewona Ter- Petrosjana. Zwolennicy Ter-Petrosjana nie uznali tych wyników i rozpoczęli wielkie demonstracje. Pod koniec lutego uczestniczyło w nich nawet kilkaset tysięcy ludzi, jak twierdzi opozycja (władze mówią o najwyżej kilkudziesięciu tysiącach). Zakończyły się tragicznymi wydarzeniami 1 marca. – Teraz mamy dyktaturę, nawet gorszą niż na Białorusi, bo tam Aleksander Łukaszenko naprawdę cieszy się poparciem większości narodu – podkreśla Stepan Grigorian, opozycyjny analityk.

1 marca policja, w tym oddziały specnazu, użyły ostrej amunicji – twierdzi opozycja i tutejsza organizacja obrony praw człowieka, która ma też dane świadczące o pobiciu niektórych zatrzymanych uczestników demonstracji. Prokuratura przedstawia całkowicie rozbieżną wersję: to demonstranci, nazywani przez nią buntownikami, używali ostrej amunicji i to oni ranili 210 policjantów, najczęściej strzelając im w stopy, poniżej tarcz.

Wysłannik „Rz” widział zrobione aparatem komórkowym zdjęcie zakrwawionego i obitego demonstranta Samwela Arucuniana. Na innej fotografii młody człowiek pokazuje rany po kuli, która trafiła go w policzek i przeszyła głowę na wylot. Takie dowody zbiera Mikael Danielian, czołowy obrońca praw człowieka w Armenii, szef tutejszego Komitetu Helsińskiego.

Danielian, zażywny 49-latek z siwiejącą brodą, sporą łysiną i kucykiem z resztek włosów, dokumentuje przypadki prześladowań na komputerze w siedzibie stowarzyszenia, mieszczącej się w zaniedbanym bloku z czasów radzieckich. Jeździ po całej Armenii i nagrywa zwierzenia świadków, zbiera zdjęcia i nagrania filmowe. We wsi, godzinę jazdy samochodem od stolicy, prowadził dochodzenie w sprawie pobicia ucznia przez nauczycielkę, która nie mogła chłopcu darować, że wypowiedział się pochlebnie o liderze opozycji Lewonie Ter-Petrosjanie.

Na blokowanych w czasie stanu wyjątkowego stronach w Internecie opozycja zamieściła filmy z walk, ktore miały miejsce na ulicach Erewanu 1 marca. Widać na nich oddział specnazu strzelający z kałasznikowów do protestujących. – To nie jest dowód użycia ostrej amunicji. Na lufach kałasznikowów były białe nakładki, które uniemożliwiają strzelanie z takich nabojów – zapewnia rzeczniczka prokuratury generalnej Sona Truzian.

Niektórzy obserwatorzy spodziewali się, że demonstracje po wyborach doprowadzą w Armenii do kolorowej rewolucji, na wzór pomarańczowej na Ukrainie i rewolucji róż w sąsiedniej Gruzji. Rządowa prasa armeńska triumfująco oznajmiła, że w tym kraju podstaw do rewolucji nie ma. Sam Ter-Petrosjan podczas jednego z wieców mówił, że Armenii nie jest potrzebna kolorowa rewolucja, lecz burżuazyjno-demokratyczna, „jaką przeszło wiele krajów Zachodu”.

Odwołanie do Zachodu jest tu istotne. Zwolennicy Ter-Petrosjana uważają, że tylko on doprowadziłby do porzucenia przez Armenię roli satelity Rosji. Ich zdaniem władzom tak bardzo zależy na bliskich związkach z Rosją, że obecny i przyszły prezydent przyjmowali w środę wiceszefa rosyjskiego MSZ Grigorija Karasina z honorami należnymi politykom wielkiej rangi. Dyplomacja armeńska przekonuje jednak, że sojusz z Rosją nie stoi w sprzeczności z dobrymi stosunkami z Zachodem.

W manifestacji, która do zmroku przebiegała bez incydentów, wzięło udział kilka tysięcy ludzi. Maszerowali przez miasto z zapalonymi świeczkami i kserokopiami zdjęć ofiar zamieszek z 1 marca i aresztowanych później opozycjonistów. Młodzi mężczyźni rwali na kawałki czarną taśmę do pakowania i rozdawali uczestnikom, by zawiązywali je sobie na rękawach.

Już od południa na głównych placach i bulwarach armeńskiej stolicy stały szeregi uzbrojonych w długie pałki i tarcze policjantów. Funkcjonariusze z psami sprawdzali samochody parkujące koło opery, gdzie tradycyjnie protestuje opozycja. Tym razem manifestanci nie zostali dopuszczeni do opery, ruszyli więc w kierunku placu Republiki, przy którym są gmachy rządowe, a później na skwer przed ambasadą Włoch, gdzie trzy tygodnie wcześniej doszło do krwawych zamieszek – najpoważniejszych w historii niepodległej Armenii. Zginęło wówczas siedmiu demonstrantów i jeden policjant.

Pozostało 83% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021