Do incydentu doszło w miejscowości Or Yehuda, a prowodyrem był zastępca mera miasteczka Uzi Aharon. Przejechał on samochodem z głośnikiem na dachu po okolicy zamieszkanej przez imigrantów z Etiopii. Nakazał im oddać wszystkie egzemplarze nieuznawanego przez Żydów Nowego Testamentu.
W ślad za nim poszli uczniowie żydowskiej szkoły rabinicznej (jesziwy) i przeszukiwali domy. Zebrane w ten sposób kilkaset egzemplarzy Nowego Testamentu ułożyli na stosie i podpalili. Był to „akt protestu” przeciwko szerzeniu chrześcijaństwa w żydowskim państwie, jakim jest Izrael.
Działanie ortodoksyjnych Żydów (Aharon należy do religijnej partii Szas) spotkało się z ostrym potępieniem. Głos zabrała nawet nowojorska Liga przeciwko Zniesławieniu zajmująca się zwalczaniem antysemityzmu. „Potępiamy ten ohydny czyn. To pogwałcenie wszystkich żydowskich wartości. Żydzi nie mogą zapominać, że kiedyś to Talmud i Tora były palone na stosach” – napisano.
Podobne stanowisko zajęła czołowa izraelska gazeta „Haarec”, która w komentarzu redakcyjnym również porównała działania ortodoksów z Or Yehuda do narodowych socjalistów. „Gdyby to nie chrześcijańskie, ale żydowskie księgi zapłonęły na stosie w jakimś europejskim kraju, przywódcy Izraela ostro potępiliby taki akt jako antysemicki” – czytamy.
Gazeta wezwała prokuraturę do oskarżenia winnych – nie zważając na to, że partia Szas jest w koalicji – i natychmiastowego wyrzucenia z pracy Aharona.