Do ostrej wymiany zdań doszło w ostatniej chwili, gdy przywódcy ponad 40 krajów mieli składać swoje podpisy pod dokumentem. Poszło o to, że Izrael został w nim określony jako „państwo narodowe i demokratyczne”. Delegacja palestyńska odebrała to stwierdzenie jako jednoznaczne z uznaniem, że Izrael jest wyłącznie państwem żydowskim.

– Nie było żadnej szansy, abyśmy coś takiego uznali. Zdecydowanie się sprzeciwiliśmy – powiedział AFP palestyński minister spraw zagranicznych Rijad al Maliki. Palestyńczycy przypominają bowiem, że Izrael posiada ponadmilionową arabską mniejszość. Poza granicami tego państwa żyje zaś kilka milionów uchodźców, czyli Arabów (i ich potomków) wyrzuconych w 1948 roku z terenów opanowanych przez Żydów.

Palestyńczycy uważają, że uznanie Izraela za państwo żydowskie raz na zawsze zamknęłoby tym ludziom prawo do powrotu. – W dokumencie znalazły się nieodpowiednie słowa. Słowa, które przywołują historyczną spuściznę tragedii i morderstw. Będziemy musieli nieco skorygować dokument – przyznał szef francuskiej dyplomacji Bernard Kouchner.

Na razie przywódcy Europy, Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu podpisali więc akt założycielski Unii Śródziemnomorskiej, w którym przed słowem „Izrael” znalazło się „pewne niejasne określenie”. Ostateczne brzmienie dokumentu ma zostać ustalone podczas przyszłych negocjacji.

Kłótnia między Palestyńczykami a Izraelczykami była nie tylko nieprzyjemnym zgrzytem zakłócającym uroczystość, ale również prestiżową porażką Nicolasa Sarkozy’ego. Wcześniej tego samego dnia z dumą podkreślał on, że przy okazji szczytu doszło do wyjątkowo owocnych palestyńsko-izraelskich rozmów pokojowych. Jak się okazało, zaprowadzona przez prezydenta Francji zgoda nie trwała długo.