67-letni Taro Aso uznawany jest za jastrzębia japońskiej polityki zagranicznej. Chce silnej Japonii, bardziej aktywnej na arenie międzynarodowej. Jest zwolennikiem radykalnych kroków, zdarzają mu się kontrowersyjne wypowiedzi. Na przykład w ubiegłym roku oświadczył, że „niebieskoocy blondyni“ z Zachodu w dyplomacji bliskowschodniej będą mniej skuteczni od Japończyków „o żółtych twarzach“. Miesiąc temu zaś porównał taktykę opozycji do stosowanej przez hitlerowców w Niemczech lat 30. Premierami byli jego dziadek i teść.
Rządzący Japonią liberalni demokraci (Taro Aso jest ich sekretarzem generalnym) już zdecydowali, że nowy lider partii zostanie wybrany 22 września. Kampania wyborcza rozpocznie się 10 września. Wśród kandydatów są też Yuriko Koike – była minister obrony, i Seiko Noda – członek rządu Fukudy. Na razie w kwestii przywództwa partii wypowiedział się tylko Taro Aso. – Muszę zostać szefem – powiedział.Nowy szef Partii Liberalno–Demokratycznej, by zostać premierem, będzie musiał uzyskać wotum zaufania izby niższej parlamentu. Tu liberalni demokraci nie będą mieć problemów. Izba wyższa jest natomiast kontrolowana przez opozycję.
Wybory powszechne powinny się odbyć za rok, ale premier może je rozpisać w dowolnym terminie.
– Zapewne będą szybkie wybory, może pod koniec tego roku. To jedyny sposób na przełamanie kryzysu politycznego – twierdzi prof. Hiroshi Kawahara, politolog z Uniwersytetu Waseda.
Szanse na wygranie wyborów ma opozycja.