Nie jestem szczególnym entuzjastą obecnego, dominującego modelu dochodzenia do zawodu sędziego – poprzez szkolenie prawniczych gołowąsów w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. Nie dlatego, że miałbym jakieś zastrzeżenia co do jakości odbywającego się tam kształcenia czy przygotowania merytorycznego absolwentów szkoły. Po prostu najbardziej oczytany w doktrynie prawnik, nie wiem, jak biegły w rozwiązywaniu kazusów, nie będzie miał takiego doświadczenia jak stary wyga, który z niejednego pieca chleb jadł. Który nieraz, pracując np. jako adwokat czy radca prawny, widział, jak kombinują oskarżeni, jakie wyrafinowane wałki potrafią kręcić białe kołnierzyki, których tylko granica cienka na włos dzieli od skutecznego biznesmana do przestępcy w garniturze. Ale jest jak jest. Skoro jednak odłożyliśmy na bok model sędziego jako korony zawodów prawniczych i postawiliśmy na KSSiP, to chociaż zasilajmy wymiar sprawiedliwości świeżą krwią w sposób sprawny, a nie psujmy ją na starcie, każąc absolwentom miesiącami czekać na objęcie w sądach referatów, które nastąpi „lada chwila”.