Po kilkudniowej debacie serbski parlament ratyfikował wczoraj dwie najważniejsze umowy międzynarodowe, które – jak od dawna przekonywali politycy – są kluczowe dla przyszłości całego kraju. Pierwsza otwiera Serbii drogę do członkostwa w UE. Druga – zapewnia długotrwały sojusz z Moskwą.
Umową z Rosją to pakt energetyczny. Zgodnie z nim Gazprom przejmie kontrolę nad serbskim monopolem naftowym NIS. W zamian poprowadzi przez Serbię jedną z odnóg gazociągu South Stream, którym gaz – z pominięciem Ukrainy – popłynie na zachód Europy.
Umowa o stabilizacji i stowarzyszeniu z Unią Europejską to z kolei pierwszy krok do tego, by w 2009 roku Serbia mogła zyskać status kandydata do UE. Belgrad podpisał ją z Brukselą już na początku roku. By wprowadzić ją w życie, brakowało tylko aprobaty parlamentu. Jednak przez ostatnie miesiące zasiadający w rządzie nacjonaliści skutecznie opóźniali głosowanie. Wczoraj – gdy nie mogli już tego zrobić – postanowili je zbojkotować. Większość z nich do dziś nie może się pogodzić z tym, że UE poparła niepodległe Kosowo. W chwili głosowania na sali było tylko 165 spośród 250 posłów.
Belgrad musi udowodnić Brukseli, że chce schwytać zbrodniarzy wojennych
Co umowa daje Serbom? Przede wszystkim dostęp do unijnych funduszy. Ale ułatwi im też handel z krajami UE. Jednak nic za darmo. Serbowie będą musieli udowodnić, że współpracują z międzynarodowym Trybunałem w Hadze i robią wszystko, by schwytać dwóch ostatnich zbrodniarzy wojennych: byłego dowódcę bośniackich Serbów generała Ratko Mladicia oraz przywódcę chorwackich Serbów Gorana Hadżicia.