Włoski paparazzi Antonello Zappadu rok temu zrobił około 700 zdjęć Silvio Berlusconiemu i jego gościom w Villa Certosa, prywatnej posiadłości włoskiego premiera. Usiłował je sprzedać kolorowym pismom za 1,5 mln euro, ale nie było chętnych. Dziewięć dni temu, w gorączce kampanii przed wyborami do europarlamentu obracającej się we Włoszech wokół prywatnego życia Berlusconiego, znalazło się kilku nabywców, więc sąd – na wniosek premiera – skonfiskował zdjęcia jako niedopuszczalną ingerencję w prywatność szefa rządu. Jednak hiszpański dziennik „El Pais” opublikował w piątek i sobotę sześć fotografii, opatrując je zjadliwymi komentarzami.
Na jednym ze zdjęć widać Berlusconiego w marynarce. Na innych kilka pań kąpiących się lub opalających bez biustonosza – normalny widok na każdej włoskiej plaży. Bohaterem jedynego pikantnego zdjęcia jest były premier Czech Mirek Topolanek. Stoi nago obok opalającej się kobiety. Topolanek zapewnia, że to fotomontaż.
W ten sposób w pułapkę zastawianą od dłuższego czasu przez włoskie media na Berlusconiego wpadł polityk z Czech. Zdjęcia i komentarze hiszpańskiej gazety trafiły na strony internetowe wszystkich włoskich mediów. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to część żenującej kampanii wyborczej. Zrobione rok temu fotografie ukazały się w przeddzień i w pierwszym dniu dwudniowych włoskich wyborów.
Zorganizowanie rzeczowej kampanii wokół wyborów do Parlamentu Europejskiego było niemożliwe. Włosi to euroentuzjaści, a polityka unijna rządzącej koalicji niewiele się różni od programu lewicowej opozycji. W ostatnim wystąpieniu przed wyborami Berlusconi opowiedział się za traktatem lizbońskim, prezydentem i ministrem spraw zagranicznych Unii, a także unijnym wojskiem. W praktyce premier szuka przeciwwagi dla unijnej osi francusko-niemieckiej w zbliżeniu z USA i Rosją. Z kolei lewica opowiada się za zbliżeniem z Berlinem i Paryżem. Jednak przeciętnego Włocha to mało obchodzi. Nic dziwnego, że kampania wyborcza obracała się wokół spraw niemających z UE nic wspólnego.
Włoscy analitycy są zgodni, że warunki i tematy kampanii podyktowała żona premiera Veronica Lario, najpierw krytykując obecność atrakcyjnych kobiet na listach wyborczych partii męża Lud Wolności, a potem wnosząc o rozwód w związku z rzekomymi kontaktami premiera z nieletnimi dziewczętami. Włoska lewica i kibicujące jej media, szczególnie tuby lewicy: dziennik „La Repubblica” i tygodnik „L’Espresso”, za główny temat kampanii uznały problemy natury moralnej. Jak się wydaje, był to poważny strategiczny błąd. Na listach wyborczych Ludu Wolności znalazły się wprawdzie trzy atrakcyjne młode kobiety, ale wszystkie po studiach i władające kilkoma językami.