Obama nie miał złudzeń

Stephen Larrabee, ekspert instytutu Rand w Waszyngtonie

Publikacja: 22.09.2009 23:59

[b]Po zakończeniu trójstronnego spotkania, w którym udział wzięli Obama, Netanjahu i Abbas, amerykański prezydent wyglądał na nieco sfrustrowanego. Sądzi pan, że Barack Obama miał nadzieję, że ten szczyt będzie czymś więcej niż tylko okazją do pamiątkowej fotografii?[/b]

Nie. Myślę, że chciał po prostu spróbować coś zrobić w tej sprawie, ale podchodził do tego spotkania w bardzo realistyczny sposób. Wiedział, czego może się spodziewać. Rozmawiał już wcześniej z premierem Netanjahu i doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo różnią się stanowiska Stanów Zjednoczonych i Izraela. Dlatego nie sądzę, by Obama łudził się, że ten szczyt może doprowadzić do przełomu.

[b]W takim razie, po co go w ogóle zorganizował?[/b]

Alternatywą było po prostu nie robić nic. A przecież trudno cokolwiek osiągnąć, jeśli się nawet nie próbuje. Obama musiał się zaangażować we wznowienie bliskowschodnich rozmów pokojowych, bo administracja George’a W. Busha tak naprawdę nie angażowała się poważnie w rozwiązanie tego problemu. A od czasu, jak w Jerozolimie zmieniły się władze, w tej sprawie praktycznie nic się nie dzieje. Szanse na sukces nie były więc duże, ale trzeba próbować.

[b]Ani Netanjahu, ani Abbas nie zabrali głosu na konferencji prasowej po zakończeniu szczytu. To nie jest dobry znak. Czy sądzi pan, że w najbliższym czasie możliwy jest postęp w tej sprawie?[/b]

Rzeczywiście, nie jest to dobry znak. Ale było to do przewidzenia. Dlatego sądzę, że jest szansa na jakiś postęp, ale na pewno nie spodziewałbym się przełomu. Obama bardzo naciska na Izrael, ale Netanjahu wciąż nie daje się przekonać. Pytanie brzmi więc, jak bardzo izraelskie władze mogą zdystansować się od Stanów Zjednoczonych. I nie chodzi tylko o wstrzymanie rozbudowy izraelskich osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu, ale także na przykład o status Jerozolimy. Na razie wydaje się, że Izrael nie jest skłonny do ustępstw. Oczywiście winę za fiasko rozmów pokojowych ponoszą również Palestyńczycy. Ale choć do wznowienia rozmów pokojowych potrzebne są gesty obu stron, to pierwszy krok w tym wypadku muszą wykonać Izraelczycy.

Niestety, nie mam pojęcia jak Stany Zjednoczone mogłyby skłonić do tego izraelskie władze. Rozwiązania musi szukać specjalny wysłannik prezydenta Obamy na Bliski Wschód. George Mitchell może na przykład przypominać, że rozbudowa osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu jest sprzeczna z zawartymi wcześniej przez Izrael umowami. Do tej pory jego misje nie przyniosły jednak żadnych rezultatów.

[b]Po zakończeniu trójstronnego spotkania, w którym udział wzięli Obama, Netanjahu i Abbas, amerykański prezydent wyglądał na nieco sfrustrowanego. Sądzi pan, że Barack Obama miał nadzieję, że ten szczyt będzie czymś więcej niż tylko okazją do pamiątkowej fotografii?[/b]

Nie. Myślę, że chciał po prostu spróbować coś zrobić w tej sprawie, ale podchodził do tego spotkania w bardzo realistyczny sposób. Wiedział, czego może się spodziewać. Rozmawiał już wcześniej z premierem Netanjahu i doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo różnią się stanowiska Stanów Zjednoczonych i Izraela. Dlatego nie sądzę, by Obama łudził się, że ten szczyt może doprowadzić do przełomu.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1017