Nie sądzę, by było drugie referendum, bo to mogłoby spowodować nasilenie populizmu. Sondaże pokazują niewielką przewagę przeciwników brexitu. Wynika to z faktu poparcia dla UE ze strony tych młodych ludzi, którzy w czasie pierwszego referendum w 2016 r. nie mogli jeszcze głosować, a teraz już takie prawo mają. Niemniej przewaga w sondażach jest zbyt mała, mówimy o 1–2 pkt proc., żeby odpowiedzialnie organizować kolejne referendum. Po drugie, nawet jeśli zwolennicy pozostania w UE wygraliby w drugim referendum, to i tak Wielka Brytania musiałaby opuścić UE.
Dlaczego?
Nie może być tak, że jednego dnia mamy 52 proc. za brexitem i wychodzimy z UE, a kolejnego 51 proc. za pozostaniem w UE i pozostajemy. Widać, że społeczeństwo jest podzielone na pół. Zatem trzeba znaleźć rozsądny scenariusz miękkiego brexitu – kanadyjski, norweski, jakikolwiek. Przy tak małej różnicy nie powinno się zmieniać decyzji, bo sprowokujemy tu wojnę domową.
Z perspektywy Brukseli zaskakujący jest brak profesjonalizmu po stronie brytyjskiej. Jakkolwiek denerwujący i egoistyczni byli Brytyjczycy w UE, to jednak ich politycy przez lata przyzwyczaili nas do chłodnego pragmatyzmu, a dyplomaci do profesjonalizmu na najwyższym poziomie. W negocjacjach brexitu tego w ogóle nie było widać. Co się stało?
Theresa May musiała powołać Borisa Johnsona na szefa dyplomacji. Ale ponieważ go nie lubiła i mu nie ufała, to odcięła kierowany przez niego Foreign Office od negocjacji. To była jedna przyczyna. Kolejna jest taka, że ten wspaniały, profesjonalny korpus urzędniczy nie miał możliwości przygotowania się do negocjacji. Bo przed referendum ówczesny premier David Cameron zabronił jakichkolwiek prac, żeby informacje o nich nie wpłynęły na wynik referendum. Nie można było zakładać negatywnego wyniku i w rozsądny sposób się do niego przygotować. I jeszcze jeden element: brytyjski rząd jest bardzo podzielony i trudno o jedną spójną wizję. W tej sytuacji Michel Barnier, za którym murem stało 27 państw UE, miał ułatwione zadanie w negocjacjach.
Niezależnie od tego, co zdarzy się zaraz po głosowaniu w Izbie Gmin i czy może nastąpić jakieś przedłużenie negocjacji, ich wynik jest raczej nieuchronny. UE nie zmieni swojego stanowiska, z drugiej strony – jak pan mówi – Londyn nie zmieni decyzji o wyjściu z UE. Ale posłom nie podoba się wynegocjowany przez May plan. Co w tej sytuacji? Wróci pragmatyzm czy czeka nas twardy brexit?