Czechy ratyfikowały traktat lizboński jako ostatni kraj UE. W październiku 2009 r. prezydent Vaclav Klaus postawił warunek – złoży swój podpis, ale tylko wtedy, gdy Karta praw podstawowych nie będzie obowiązywała w Czechach. I wygrał.
– To Polska nas zainspirowała i pomogła swoimi analizami. Razem z Wielką Brytanią już wcześniej zagwarantowały sobie takie prawo. Szkoda, gdyby teraz się z tego wycofała – mówi „Rz” ambasador Republiki Czeskiej w Warszawie Jan Sechter.
Niepokój w Czechach wywołały słowa lidera polskiej lewicy, który zapowiedział, że w drugiej turze może poprzeć któregoś z kandydatów na prezydenta w zamian m.in. za przyjęcie Karty praw podstawowych.
– Bracia Kaczyńscy byli uważani przez prezydenta Vaclava Klausa za ważnych sojuszników w jego eurosceptycznej walce przeciwko karcie. Jeśli Polska się z niej wycofa, wielu polityków będzie rozczarowanych – przyznaje w rozmowie z „Rz” Petr Kratochvil, wiceszef Instytutu Stosunków Międzynarodowych w Pradze. Dodaje, że jeśli tak się stanie, Czechom będzie trudniej bronić swojego stanowiska w UE. – Presja, na przykład podczas głosowań, jest silna. Zwłaszcza gdy jeden kraj występuje przeciw dwudziestu paru – podkreśla.
Czesi nie przyjęli Karty praw podstawowych głównie z powodu obaw o roszczenia około 2 milionów Niemców sudeckich wysiedlonych z terenów Czechosłowacji na podstawie dekretów Benesza. Artykuł 17 karty stwierdza bowiem, że „każdy ma prawo do władania, używania [...] mienia nabytego zgodnie z prawem” i „nikt nie może być pozbawiony swojej własności”.