Nicolas Sarkozy zwołał na 6 września ministerialny szczyt imigracyjny w Paryżu, na który zaprosił największe kraje UE. Nie ma wśród nich Polski ani bezpośrednio zainteresowanych problemem ministrów z Bułgarii i Rumunii. Paryż, który niedawno nakazał likwidację obozowisk Romów przybywających nad Sekwanę z tych dwóch krajów, nie konsultuje także swoich decyzji z Brukselą.
– To jest nieformalne spotkanie, nikt Komisji nie zaprosił – powiedział wczoraj Matthew Newman, rzecznik KE. Bruksela oficjalnie nie niepokoi się sytuacją, wskazując, że już wcześniej ministrowie spraw wewnętrznych największych państw UE spotykali się na takich nieformalnych szczytach. Różnica polega na tym, że wśród zaproszonych nie ma tym razem przedstawicieli wszystkich państw Unii. Paryż chce dyskutować w gronie krajów najbardziej narażonych na napływ imigrantów, stąd obecność Niemiec, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Włoch i Grecji.
[srodtytul]Fala imigrantów[/srodtytul]
Napływ imigrantów to od lat jeden z najważniejszych problemów w UE. Tym razem jednak nie chodzi o mieszkańców północnej Afryki przybywających nielegalnie do wybrzeży Włoch czy Malty, ale o obywateli Unii Europejskiej podróżujących legalnie. Ludność romska z Bułgarii czy Rumunii ma prawo swobodnego przemieszczania się na terenie całej Wspólnoty, a deportacja jest bardzo szczegółowo obwarowana. Może nastąpić tylko wówczas, gdy dana osoba stanowi zagrożenie dla zdrowia, bezpieczeństwa lub porządku publicznego. Te pierwsze dwie sytuacje udowodnić bardzo trudno, dlatego rządy z reguły odwołują się do trzeciej z wymienionych.
– Jednak unijny Trybunał Sprawiedliwości konsekwentnie od 1974 roku podważa zbyt słabo uzasadnione przypadki deportacji. Było już 25 takich wyroków – mówi „Rz” Elspeth Guild, prawniczka specjalizująca się w tematyce migracji w Unii Europejskiej.