[i] Korespondencja z Waszyngtonu[/i]
Gdy ponad pół roku temu [link=http://www.rp.pl/artykul/447132.html]pisaliśmy na łamach „Rz”[/link] o powstaniu Coffee Party, w amerykańskich kawiarniach i barach odbywały się dopiero pierwsze spotkania zwolenników nowego liberalnego ruchu. Od tego czasu slogan „Obudź się i powstań” zainspirował do poparcia konkurenta konserwatywnej Partii Herbacianej ponad 312 tysięcy Amerykanów.
– Byłam już tak zmęczona Tea Party, że musiałam powiedzieć, co myślę. Na mój apel odpowiedziała grupa innych ludzi i założyliśmy własny ruch – tłumaczy liderka Coffee Party Annabel Park, 41-letnia drobna brunetka mieszkająca w Woodbridge, niewielkim mieście położonym niecałą godzinę drogi od Waszyngtonu.
W rozmowach z dziennikarzami podkreśla, że nowe ugrupowanie założyła między innymi dlatego, że w przeciwieństwie do zwolenników ruchu herbacianego nie uważa, by rząd był wrogiem zwykłych ludzi. Sympatycy Partii Kawy chcą współpracować z władzami i „wspierać polityków, którzy proponują konstruktywne rozwiązania problemów kraju”.
Zwolennicy Coffee Party spotkali się już nawet na pierwszej konwencji wyborczej. I chociaż sympatykom ruchu kawoszy marzy się stworzenie znaczącej partii politycznej, to na razie bardzo daleko im do potęgi ugrupowania herbacianego.