Do ataku doszło przy często uczęszczanym przez turystów placu Taksim. Zamachowiec próbował dostać się do policyjnego busa. Przy jego zwłokach znaleziono jeszcze jeden ładunek, który nie eksplodował. Użył pochodzącego z Austrii plastiku typu A4. Takie same materiały wybuchowe posiadali zatrzymani w ostatnim czasie kurdyjscy rebelianci.
– Technika wykorzystana przez zamachowca i postępy w śledztwie dają 90 proc. prawdopodobieństwa, że to dzieło separatystycznej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) – powiedział jeden z wysokich rangą oficerów służb ochrony. Jednocześnie eksperci zwrócili uwagę, że w niedzielę upłynął termin jednostronnego ultimatum kurdyjskich bojowników o zawieszeniu broni.
Ściśle związany z PKK Związek Wspólnot Kurdyjskich (KCK) odciął się jednak od ataków. – To niemożliwe, byśmy przeprowadzili tego rodzaju akcję w dniu, w którym przygotowywaliśmy się do historycznego kroku: kontynuowania rozejmu w imię pokoju i demokracji – oświadczyła organizacja. Jednocześnie zapewniła, że PKK wstrzyma ataki do czasu wyborów parlamentarnych w Turcji zaplanowanych na czerwiec przyszłego roku.
Nie przekonało to jednak szefa tureckiego rządu Recepa Tayyipa Erdogana, który gdy doszło do ataku, przebywał właśnie na zamieszkałym w większości przez Kurdów południowym-wschodzie kraju. – To atak terrorystyczny. Nie ma zgody na zamachy na pokój, stabilność i bezpieczeństwo Turcji – grzmiał premier. Jednocześnie potępił niektóre europejskie kraje, które jego zdaniem nie robią wystarczająco dużo, by pomóc Ankarze w walce z terrorem. – Tolerują na swoich terytoriach organizacje powiązane z PKK, które swobodnie działają pod przykrywką stowarzyszeń, fundacji i mediów – mówił.
PKK rozpoczęła walkę zbrojną z siłami rządowymi w 1984 roku. Przez 26 lat w konflikcie zginęło blisko 45 tys. ludzi. Separatyści z PKK żądają m.in. autonomii, zakończenia operacji zbrojnych przeciwko nim oraz uwolnienia kurdyjskich więźniów politycznych.