Amerykański Senat przegłosował większością 71 do 26 głosów traktat o redukcji broni strategicznej START. Dla prezydenta Baracka Obamy to pierwszy namacalny sukces w polityce zagranicznej. Amerykański przywódca zapowiedział zresetowanie stosunków z Rosją, a redukcja arsenałów ma być dowodem, że nie były to puste słowa. – To najważniejsze porozumienie dotyczące kontroli zbrojeń od prawie dwóch dekad – mówił Obama po głosowaniu.
Zgodnie z nowym porozumieniem Rosja i USA mogą posiadać najwyżej po 1550 głowic strategicznych przeznaczonych do atakowania terytorium przeciwnika. To o jedną trzecią mniej niż wcześniej obowiązujące limity ustalone w 2002 roku. Zmniejszona zostanie też ilość wyrzutni oraz rakiet i bombowców zdolnych do przenoszenia głowic. Traktat zezwala także na przeprowadzenie co roku do dziesięciu inspekcji zapowiedzianych z niewielkim wyprzedzeniem. Oba kraje zachowają jednak olbrzymie arsenały broni atomowej, która nie jest gotowa do natychmiastowego użycia.
– Znaczenie militarne porozumienia jest znikome. Trudno mówić o cięciach, skoro polegają one głównie na zmianie zasad liczenia głowic. Ale znaczenie polityczne jest ogromne. To krok w stronę budowy zaufania. Najważniejsze jest przywrócenie inspekcji, bo od roku, kiedy przestał obowiązywać poprzedni traktat, nie mogliśmy kontrolować swoich arsenałów – mówi „Rz” rosyjski ekspert wojskowy Aleksander Golc.
[srodtytul]Znaczenie symboliczne[/srodtytul]
Z inicjatywą nowego układu wyszła USA, chociaż to Rosja nie jest w stanie dotrzymać im kroku w modernizacji swoich arsenałów strategicznych. Oficjalnie Rosjanie mają więcej głowic, ale wiele z nich może nie nadawać się już do użytku. Dzięki nowemu porozumieniu Moskwa zyskuje poczucie, że przynajmniej w sprawie arsenałów nuklearnych jest równorzędnym partnerem Waszyngtonu.